Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To jest najmędrszym, najlepszym, najpiękniejszym! — śmiał się sprośny Satyr, a Ares dorzucił wzgardliwie:
— Ba! Grek moim winien być sługą. Rozbrojonego Greka nie znam.
Zdziwił się bardzo Proktus.
— Azaliż na Olimp nie doszła — spytał — azaliż do Erebu nie przeniknęła wieść, że od bitwy pod Cheroneą, Grecja Grecją zwać się przestała. Zaledwie nam Achaj ów zachowano miano.
Bogowie obojętnie wzruszyli ramionami. Cóż to ich obchodzić mogło? Zbyt dawno opuścili ziemię, minęły czasy homerowskie, kiedy w jednych z bohaterami walczyli szrankach, i chociaż Olimpu chwiały się posady, nie miałoż u stóp jego wszystko w niewzruszonym, hieratycznym pozostać porządku?
Cekrops i Deukaljon zdawali się lepiej poinformowanymi — pierwszy zagaił rzecz o lemieszu, o kielni drugi — i już Ikar nowe sobie, do nowych słońc lepił wzloty.
Widok lemiesza pobudził pamięć Proktusa o ojczystych, chwastami porastających zagonach. Ze smętnym, bo skeptycznym uśmiechem spoglądał na rosnące w pierze, nowe skrzydła Ikara, a do Deukaljona mówił:
— Czy znasz murarzy, co na gruzach domu mego stanęli? Miałżebym dłoń szlachetną przykładać do barbarzyńców dzieła?
Na wzmiankę o barbarzyńcach Herakles wstrząsł mściwą maczugą.
— Ha! mój zuchu! — boleśnie uśmiechnął się podsądny! — Wiejże mi w ramiona siłę, co węże dusi i lwom paszczęki rozdziera, Chimerę strzałą przeszywa i Augiaszowe czyści stajnie.
Cierpliwość jego u kresu była. W szyscy przeciw niemu powstali. Penaty oskarżały go, że domowych nie pilnował progów, Dionyzos nazywał go „wielkich ojców niedołężnym synem“, Hermes twierdził, że skalał złotoustych mowę, Helios, sam Helios! zarzucał wzrok łzawy i chmurny, co się do jego ożywczych przestał uśmiechać promieni. Czarna Nyx gotową była pochłonąć go i opasać zapomnienia siecią, a przez niewiasty rok rocznie opłakiwany Adonis, skarżył się — i to najcięższym snadź było grzechem — że w zmartwychstanie wierzyć przestał.
Oburzył się Proktus i wybuchnął:
— Azaliż w Arkadji żyłem! — i raz już popuściwszy wodze, mówił rozżalony:
— Trudno uśmiechać się do słońca, co nad naszemi nie wschodzi drogami i o śmiertelnej nocnej dobie w zmartwychwstań wpatrywać się brzaski. O! bogowie! Mały byłem i słaby, lecz na Prokrustowem wyrastałem łożu, do karła wykoszlawionej miary. Próżny i pusty wiodłem żywot, i naw et hojne dary pań z Parnasu na marne mi poszły, lecz o! bogowie! zważcie, co mi wzloty ducha podcięło i w niemoc spętało ramiona. Wszak Grekiem zwać mię przestano, zpod Cheronei mogilnym cieniem w bezkształtnych Achajczyków wtłoczono tłokę. Palące mi piersi pragnienia gasić musiałem ciężką Lety wodą, a gdy mi głód we wnętrznościach krzyczał, Harpje podobne tym, co ślepego karmią, Fineasza zepsute lub zatrute podsuwały mi jadło. Córy Przewielebnej, co wrót Erebu strzeże, nie wołały na mnie brata imieniem. Heste kwiatami domowych nie słała progów, Atropos złych losów oplątywała siecią, Pito kładła w uszy poziomych chuci namowy, Kloto próżnych dni szarą snuła przędzę, a okrutna jej siostra przerzynała ją bezowocnych ofiar nożycami...
— Cóż wam o! bogowie! więcej powiedzieć zdołam? — kończył. — O! Apollinie! natchnij wieszcza, co wypłakać zdołał losy tych, dla których cnota sama w pół cnotę się zmienia!