Jakoż o wschodzie słońca siedziała już przed źwierciadłem, a Adelinetta urządzała jej starannie fryzurę.
— Ostrożnie, cara mia, — skarżyła się jękliwie — rozrzucisz ten fiok do reszty! Jesteś niezręczna, francinletto, niezręczna jak niedźwiedź... Moja mopsiczka potrafiłaby lepiej. Ach, idź już! robisz mnie to na złość, już widzę!...
Poprawiony pukiel wracał jednak prędko dobry humor.
— Nie masz pojęcia, jak ojciec Juljan zważa na wszystko — tłómaczyła się z chwilowego uniesienia. — „Szata niewiasty to kielich kwiatowej korony — mówił mi raz — czem treść wznioślejsza, tem obsłonki wytworniejsze“... Ach, ojciec Juljan, ojciec Juljan! Powiedz mi szczerze, czy ci się nie zdaje, że on jest aniołem? Dziś będzie z kadzidłem asystował pasterzowi. Uważałaś, jak mu do twarzy w szafirowej wstędze? Un ange, je vous jure, angelo...
Ileż starań w pobożnej intencji dołożyła dziś do każdego zwoju wdzięcznie pudrem przesypanych włosów! Adelka co najmniej z dziesięć razy musiała układać jej nad czołem rąbek czarnej koronki, owej koronki, którą niegdyś ręka Ojca świętego dotknęła przy błogosławieństwie.
— Czy ci się nie zdaje, że jestem za bladą? — z niepokojem pytała wychowanki, — Na miłość boską trochę różu! Na chwałę Marji.
I na pokład bielidła szedł drugi, subtelniejszy, różu.
— Odrobinę — zalecała — une nuance, nuancino. Bladość przystoi tylko mężczyznom; kobieta powinna mieć to tchnienie niewinności na licu.
Po kilkogodzinnej przed źwierciadłem pracy jest już wreszcie gotową. Ogląda siebie raz jeszcze w zwierciadle, poprawia, nastrzępia, odmuchuje, każe się spryskać heliotropem, ulubiony zapach księdza Juljana, i wziąwszy książkę oprawną w kość słoniową, pobożnie płynie do drzwi. Lecz tu, jak piorunem rażona, zatrzymuje się w przerażeniu.
— Różaniec! Mio rosario... — woła boleśnie — Jesteś roztrzepana jak ostatnia subretka!
Adelka rzuca się po różaniec.
Zapomnieć tej insygnji — wolałaby nie iść wcale.
Jest to długi na parę łokci sznur paciorek, wielkich jak orzech włoski. Święty Ojciec pobłogosławił go w Rzymie własnoręcznie. Przy pomocy Adelki zarzuca różaniec przez ramię, poczem dwa razy okręca dokoła ręki. Wygląda jak „słowianin w pętach rzymianina“.
— Niewolnica świętego Dominika, — objaśnia z błogim uśmiechem Adelce, której figlarne płomyki zaczęły skakać w oczach.
Przedstawić teraz sobie taką subtelną, wzniosłą duszę, tuż obok pokrzywionego Jacentego. Bo nieszczęście mieć chciało, że znajdywali się obok siebie tylko poręczą ławki przedzieleni.
— O doux sauveur, Tu vois ma misère, — modliła się składając ręce na przezroczach owiewającej jej biust koronki i ukradkowem spojrzeniem goniła za postacią księdza Juljana. Gotów spostrzedz ją w towarzystwie tego... szpitalnika. Horreur!
Ów oberwus, który wcisnął się do arystokratycznych ławek, doprowadzał ją teraz do grzechu, obdarł, jak złodziej, z najczystszego zapału modlitwy. Miała tyle spraw polecić niebu; teraz mogła tylko modlić się o jedno: aby ten „łaciarz“ zniknął gdzieś, zginął, zapadł się pod ziemię.
Oczywiście, modlitwa ta nie była wysłuchaną. Nabożeństwo dobiegało końca, a modły starca nietylko nie ustawały, lecz zdawały się być coraz żarliw-
Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/192
Wygląd
Ta strona została skorygowana.