Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bo jesteś dzieckiem swego wieku, odrzekł starszy z smętnym uśmiechem.
— Czy chcesz przez to powiedzieć, że niby celnik nowożytny, nie wejdę do królestwa ideałów.
— Bynajmniej... Zaznaczam tylko fakt, żeś, jak większa część nowego pokolenia, zimny wobec ideału Rafaela.
— Jestże to niższość, czy wyższość nasza? — Ani jedno, ani drugie, ale poprostu różność.
— Różność ludzi, czy ideałów?
— Rozumie się, że ideałów. Sprzęż sobie kiedykolwiek dla zabawki bilans dziejowy, przekonasz się, że człowiek nie zmienia się wcale, bo suma materjalnych i duchowych pierwiastków we wszechświecie jest zawsze jedna i ta sama. Ale zmieniają się formy bytu, — a więc i ideały. Sztuka, tak jak historja, nie powtarza się. Ideały religijne minęły i nigdy już nie wrócą. Brak im podstawy, bez której istnieć nie mogą: wiary. Przejrzyj wszystko, cokolwiek wydała najświetniejszego sztuka dzisiejsza na polu malarstwa religijnego i porównaj z jedną z tych długich, chudych, bezcielesnych prawie postaci i średniowiecznych świętych, bezimiennego pędzla. Rozśmiejesz się z rysunku, wzruszysz ramionami na koloryt, ale schylisz czoło przed wyrazem wzniesionych oczów, z których świeci to, co dla ciebie na zawsze zagasło... zachwyt ascetyczny.
— A cóż my mamy na miejsce tej wiary, która cuda takie stworzyła?
— My mamy przekonania, nie gorsze, według mnie, od wiary, skoro za nie również cierpieć potrafimy.
Młodzieniec, widocznie artysta, pokręcił głową z powątpiewaniem, a spuściwszy ją potem na piersi, rzekł smutnie:
— Ja nie wchodzę w to, co lepsze lub gorsze, ale w czem silniejszy pierwiastek natchnienia.
— A któż ci powiedział, że go nie mają przekonania?
— Chodźmy, chodźmy stąd, — rzekł zcicha ojciec, starając się uprowadzić mnie z sali.
Jakaś gorączkowa ciekawość przykuwała mię do miejsca, i dziwnie mi w uszach brzmiał spokojny, mierzony głos nieznajomego, w którym dźwięczała tylko siła bez śladów uniesienia.
— Daj trzydziestoletnią wojnę za temat ówczesnemu malarzowi i artyście naszej doby, zakończył nieznajomy, będziesz miał dwa obrazy jak dzień i noc do siebie niepodobne: z pierwszego mówić będzie do ciebie religja, z drugiego historja. Nie potrzebuję dodawać, który z tych dwóch ideałów jest waszym ideałem. Wiem, że będziecie malowali i religijne obrazy, ale wzory mistrzów-wiary zostaną dla was niedoścignione, tak jak w rzeźbie nie osiągniecie nigdy doskonałości starożytnych... Inaczej być nie może.
Byłabym jeszcze dłużej słuchała tej rozmowy, która dziwne wemnie struny poruszała, gdyby ojciec przemocą prawie nie wyciągnął mnie na ulicę. Wychodząc z sali, spojrzałam na nieznajomego. Wrażenie było przelotne, ale trwałe; spostrzegłam twarz bladą, zmęczoną i piękną jakimś niezwykłym, duchowym odblaskiem... Było coś tycjanowskiego w tej głowie na wpół łysej, na którą padał z góry przez okna galerji promień słońca, połyskliwie cieniując piękną, ciemną brodę, przy której zacieniała się jakaś ogólna nieprawidłowość rysów... Nie wiem dlaczego obejrzałam się jeszcze razy kilka... Jestem pewna, że spotkawszy nieznajomego, natychmiast-bym go poznała.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Jeszcze kilka miesięcy takiej wędrówki w pośród natury, ludzi i dzieł