Ach! on mię nadepce olbrzymią swą nogą I będę jak robak zmiażdżoną!
Lecz on się pochyla, podnosi omdlałą I rzecze: „Uspokój się w trwodze!
„Wołania twe, córko, me ucho słyszało „I oto z pomocą przychodzę:
„Ja cząstki wszechmocy w malutkiej iskierce „Twojemu dziś sercu udzielę;
„Moc twórcza, cudowna ożywi to serce: „Ukochasz — i będziesz módz wiele“.
To rzekłszy, do serca się dotknął mojego I nagle uczułam w swem łonie,
Że prądy wzmożone krwi świeżej w niem biegą I jakaś niezwykła moc płonie.
Uczułam, żem silna, odważna, jak męże, A serce, miłością wezbrane,
Wierzyło, że trudy najcięższe zwyciężę I wody żywiącej dostanę.
Puściłam się tedy przez piasków roztopy Po nagiej, bez końca przestrzeni,
Nie bacząc na ciernie krwawiące me stopy, Na ostrza sterczących kamieni;
Nie bacząc na wycia w pobliżu szakali, Na hyen skomlenia, lwie ryki,
Szłam ciągle, wciąż dalej przed siebie i dalej W pustyni bezludnej i dzikiej,
Aż przyszłam nareszcie do celu... Już świtu Rumieniec zakwitał na niebie,
Gdy weszłam na górę, stanęłam u szczytu I okiem rzuciłam za siebie.
Przedemną płaszczyzna leżała przebyta, Ginąca gdzieś w mgłach widnokręga,
A na niej przez całą jej długość wykwita Barwista, wijąca się wstęga.
I okrzyk zdumienia wydało me łono: Ujrzałam z wyżyny wyniosłej,
Że z piasku, gdziem nogą stąpała skrwawioną, Na śladach mych kwiaty wyrosły!...