Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ślejszych, w niektórych, co prawda, wyjątkowo złych ludziach potęguje się potwornie, staje się na pozór bezprzyczynową, trwałą siłą niechęci i nienawiści, tlejącą niby siarka w zaduchu podziemnej pieczary. Rozumie się, że na dnie takich natur doszukać się można zboczeń potwornie rozrosłego sobkowstwa i prożności. Widzimy takich chorowicie złych ludzi, czasem nawet obdarzonych inteligencją, wyniesionych na stanowiska przez dziwną ironję losu — widzimy jak rozpościerają się wśród stosunków nienormalnych i niezdrowych.
Niestety, wyznać to trzeba z bólem, że nastrój etyczny społeczeństwa naszego sprzyja raczej rozrostowi i powodzeniu takich ludzi, aniżeli go hamuje. Żyjemy w epoce zaćmienia ideałów i upadku charakterów.
Nie jesteśmy społeczeństwem bez ideałów, zwłaszcza na odleglejszą metę. Owszem szlachetne uczucia krążą w żyłach narodu i wykwitają czasem na jego obliczu rumieńcem. Ale w układzie bieżących spraw i stosunków widzimy objawy indyferentyzmu moralnego i apatji, które nie świadczą o zdrowiu i czerstwości ducha. Hasła pracy organicznej, zwrot ku utylitaryzmowi zrobiły swoje. Dając korzystne owoce, zaprowadziły atmosferę właściwą dobie moralności merkantylnej. Skurczenie dusz ma inne jeszcze przyczyny, takie same, jak skurczenie i zanik mięśni małoczynnych. W stojącej wodzie łatwo się krzewią brudne zielska, powstają zgniłe wyziewy. Walka o byt na szerokiej arenie wymaga odpowiednich wysiłków, szerszego rzutu energji; taka walka, prowadzona w cieśniejszym zakresie, wymaga drobniejszych środków, obiecuje powodzenie w niektórych sferach działania ludziom nizkim lub lichym moralnie i umysłowo. Niepodobna zresztą wskazać dokładnie wszystkich przyczyn, które sprzyjają u nas powiększaniu się moralnego indyferentyzmu, ale to pewna, że jest on jednem z głównych znamion słabości i wyczerpania duchowego naszej doby.
Opinja nasza zwątlała, straciła pod wieloma względami siłę widomego sumienia ogółu.
W sferze zwykłej moralności umiemy jeszcze rzucać klątwy, mamy rzeczywiście nawet pewną dozę rozumnej odporności i rygoru, który nie pozwala się panoszyć bezwstydowi. Ale brak nam często zdrowego entuzjazmu dla ludzi dobrych i szlachetnych, brak bezinteresownego zapału dla dobrej sprawy. Ludzie z charakterem czystym, nieznający kompromisu z lichotą i podłością, mają za mało energji, stanowczości, cofają się w głąb cichego życia. Prawda, że natrętne weredyctwo, rzucające się w oczy z prawdą nieproszoną lub niesłusznym monitem, jest rzeczą w codziennem życiu nieznośną. Ale zbytnia lękliwość, usuwanie się od dawania świadectwa prawdzie i słuszności w razie potrzeby, jest błędem obyczajowym, pomaganiem do wzrostu obłudy i siły fałszu, na których, niestety, opiera się tyle dzisiaj stosunków obyczajowych i społecznych. Mądrze mówi stary Mefistofel do Fausta: „że ludziom na wpół z ciemnością światło przeznaczone“. Prawda bezwzględna jest owem niedocieczonem „słowem“, które było na początku, które jest tak głęboko i tak wysoko, że go do uszu i oczu ludzkich ściągnąć nie podobna. Na codzienną potrzebę ludzkość karmić się musi znaczną ilością prawd względnych a większą jeszcze ilością fałszów i ułud. Wskutek dziwnej ironji losu człowieka fałsze te często bywają pożyteczne, bywają środkami do moralnego doskonalenia się i postępu. Ale są pewne fałsze wstrętne, chociaż mające prawo obiegu, są, co gorsza, pewne fałsze uświęcone przez nałóg bezwładności moralnej, fałsze silne i szanowane pomimo przeświadczenia o ich nicości. Okazywanie im tolerancji jest małoduszną lichotą.
Z rozmaitych przyczyn chwilę dzisiejszą cechuje pewien zamęt i niepo-