Strona:Uniłowski Narkotyk Ameryki Południowej Ł3 C1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nibyto „wykierowała“. Ich także poraził jad południowo­‑amerykański; trucizna, która mieści się w klimacie, w rozbijaniu się fal morskich o skały, w kolorowych motylach płynących na pachnących podmuchach z ogrodów, w palmie i w oszalałym, żywotnym dźwięku cykad.
Przemknie co czas pewien przez ów „kismet“ południowo­‑amerykański człowiek interesu lub nauki. Niby ciężki żuk przerwie pajęczynę uroczków tamtejszych, zatoczy kilka kręgów nad temi sennemi ziemiami, obrosłemi kołtunem puszcz albo wyschłemi liszajami „campów“, i wróci skąd przybył. Niewiadomo, czy rozsiani głębokim oddechem dyplomatycznej potrzeby swych państw urzędnicy poselstw i konsulatów wiodą tu życie istot wstrzymujących oddech przed haszyszem tych krajów, czy też przed okrzykiem protestu. Starają się uciec od niebezpieczeństwa, o którego istnieniu wiedzą, wiodą życie między schronem na noc a biurem, zabarwiają je nudnemi aż do męki przyjęciami lub pysznie pieniącym się jadem wzajemnych zawiści, intryg i plotek, które mają być tem antidotum. Nienawidzą ludzi wolnych, przejeznych. Traktują swe placówki jakby były one jakiemiś faktorjami w Afryce Środkowej, chętnie mówią na temat swego poświęcenia dla kraju. Co mocniejsi w cieniu chorągwi swych państw oczekują na „przeniesienie“ i pracą starają się zniszczyć nastrój demoralizujących warunków. Lecz nieraz, kiedy otrzyma rozkaz powrotu — nie słucha, zostaje! Boi się zimna, wysiłku, drożyzny. Bo jeśli w Europie siłą woli, energją może posuwać się naprzód, w Ameryce Południowej te zalety chronią go zaledwie przed upadkiem, utrzymuje się niemi na powierzchni. Lecz są słowa: „Przyzwyczaiłem się“ i „Nie chce mi się już zmieniać trybu życia“.
Człowiek piszący, literat, uzbrojony jest przedewszystkiem w ów stale ruchliwy, twórczy aparat obserwacyjny. To go chroni, wszędzie jest gościem, nie „przyzwyczaja się“. Lecz z szeregu psychicznych konstrukcyj pisarzy tak różnie reagujących na doznania zzewnątrz, wyłaniają się dwie zasadnicze, a mianowicie pisarz przejmujący wrażenia natychmiast, chwytający je — że tak powiem — na migawkę, i pisarz doznający początkowo oszołomienia i chaosu, lecz który w miarę obcowania wśród zjawisk mających stanowić w przyszłości treść jego pracy, odczuwa wyraźnie zarysowujące się i fundamentalne kontury interesujących go objektów. Pierwsi, to dziennikarze i „spece“ od reportażu i fotografii ujętej słowem, drudzy, to cierpiętnicy, których zalewają fale ordynarnej tremy przez długi często okres czasu, ale kiedy przychodzi faza krystalizowania się spostrzeżeń, umieją dać rzetelną robotę, ujętą w logiczną i wyczerpującą formę, za której wartość odpowiadają imieniem. Cechą tamtych jest łatwość obserwacji i chwytanie powierzchownych tematów gdziekolwiek się zdarzy, podczas kiedy u tych temat powoli sam się wyłania, uplastycznia się tło z towarzyszących warunków, a na tle tem — sam człowiek ze swą psychologją i zwyczajami.
Artykułem tym pragnę przygotować czytelnika do prac jakie powoli zacznę ogłaszać w związku z moim rocznym przeszło pobytem w Ameryce Południowej. Zaliczam się do drugiej grupy pisarzy, tych właśnie „długodystansowców“. Bo w Ameryce Południowej przeżywałem dziwne historje. Przez szereg miesięcy chwiałem się rozpaczliwie na złośliwie rozpiętej lince niewiary i bezsilności, w skokach pełnych zwątpienia przedostawałem się z barwy w barwę doznań, definjowałem zmiennie i rozmaicie, aż wreszcie zorjentowałem się po pół roku, że jestem zaledwie przygotowany aby patrzeć. Teraz dopiero człowiek, klimat, flora i fauna zdawały się ironicznie uśmiechać: „Ej, ty młody! Nabuszowałeś się tu coniemiara, przestańmy się bawić w „berka“, zbliż się no tutaj“.
Powierzchownie naszkicowałem kilka odmian psychicznych Europejczyka, aby mogły one służyć jako informacja, o czem będę pisał. Nie chciałbym zaskoczyć. Polowania na tygrysy, znojne przedzierania się przez puszcze dziewicze, płazy jadowite i cały bukiet niebezpieczeństw pozostawiam kolegom z pierwszej grupy. Ja w Ameryce Południowej widziałem przedewszystkiem człowieka.

Zbigniew Uniłowski.