Strona:Uniłowski Narkotyk Ameryki Południowej Ł1 C1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już w pierwszych miesiącach po wylądowaniu na ziemiach południowo­‑amerykańskich przeciętny inteligent­‑Europejczyk odczuwa niejasno i podświadomie, że otacza go — mimo barwnych uroków zewnętrznych — dziedzina trochę groźna i jakby niesamowita, z przyczajonem, nieuchwytnem złem. Lecz przypisuje to charakterystycznej atmosferze niepokoju jaki ogarnia nas w obcem środowisku. Nie chce lub też nie umie zdefinjować, że to „niewiadome“ gotuje się do zadania ciosu w jego — tak zwaną przez niegłupich ludzi — jaźń. Jest przecie człowiekiem lepszego gatunku, „białym“. Zgóry i pobłażliwie traktuje nieco dziwne, lecz właściwie proste obyczaje mieszkańców tej części globu. Grzeje się w słońcu, rozwiana na wietrze palma nastraja go rozkosznie, pogańsko. Budzi się w nim — mimo że w starej Europie mógł być biurowem żyjątkiem, wirującem w kosmosie cyfr buchalteryjnych, — żyłka badacza, wnikliwego psychologa. Obserwuje, zamierza nawet pisać „fejletony“. Powolutku jednak, przypuśćmy nawet po roku, pogrąża się niepostrzeżenie w dość parszywej nirwance, pobłażliwość przenosi teraz na Europę, gdzie „żrą się jak psy o każdy kęs chleba, podczas kiedy tutaj