Strona:Uniłowski - Dzień rekruta S2 Ł1 C3.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pliszka, co?
— Tak, panie kapralu, to jest bardzo ładna panienka, a przytem ma sympatyczny i inteligentny wyraz twarzy.
— Nie jest żaden wyciruch śmierdzący kapuśniakiem, ta moja narzeczona. Jestem wybredny, wiedzcie o tem.
Z szacunkiem postąpiłem krok naprzód. Jednocześnie zrobiło mi się przykro, chwyciło mnie coś pomiędzy zazdrością i oburzeniem.
— Musi pan być bardzo szczęśliwy, panie kapralu?
— Owszem, wiecie. Wybrał sobie ją człowiek z jakiej setki. W karnawale pobierzemy się. Jak się ją będzie krótko trzymało... No, idę! Wyczyśćcie mi te buty solidnie.
Poszedł. Przybliżyłem się do fotografji i dotknąłem palcami. Głupie biedactwo. A może to jest rzeczywiście wartościowy chłop, tylko zazdrość i wojsko tak mnie do niego usposobiło. Oczyszczę mu buty. Wyciągnąłem je spod stołu i zacząłem kruszyć skorupę z błota. Pracowałem w kucki, skacząc co chwila. Zatrzeszczało wyrko, i zamajaczyła na nim chybotliwa figura Sawickiego. Ziewał żałosnym, utrapieńczym jękiem. Drapał się przytem po ogolonej głowie i wpatrywał we mnie złym i obłędnym wzrokiem. Oczka miał okrągłe, uporczywe. Wkońcu wybełkotał:
— Kurzuście, tego... pyłu. Nie lepiej to na dwór. Ach, z was jest, jak Jezusa kocham... huuu, uuua.
— Pan kapral nic nie mówił, żeby wychodzić. Ja też wdycham. Pan magazynier w nocy nie będzie mógł spać. Sen poobiedni powoduje ociężałość, czyni człowieka złym, leniwym i bezmyślnym. Kapral Schramko ma ładną narzeczoną, przyjemność patrzeć.
— Co wy gadacie sto rzeczy na raz. W wojsku człowiek nigdy nie jest wyspany... A ładna, i forsę ma na dodatek! Ma — proszę ja was — sto tysięcy dolarów i mieszka... gdzie to: w Ameryce gdzieściś. Przyjedzie tu niedługo. Ogniomistrz Maliniak wcale się baterją nie zajmuje, tylko ciągle jest zły jak piorun, bo go po całych dniach kacenjamer dusi, a ma go z tego, że po nocach chla z kapralem Schramkom w mieście czy w podoficerskim. Golą wódkę na temat tego posagu. Schramko ma przez to taką władzę w baterji. Taki dzwon ma szczęście, popatrzcieno na nią. I ma szacunek, ale ja mu kiedy wymasuje mordę, będziecie widzieć. Na jesień idę do cywila, ale kurzycie, niech was piorun trzaśnie, idę na dwór!
Zaszurgał gwoździami butów i wyszedł. Przez izbę przewalały się kłęby pyłu. Oskrobałem dopiero pół cholewy. Ogarnęło mnie zniechęcenie i brak woli. Ki djabeł, czy w razie wojny dwie armje czyszczą obłocone buty? Dwie armie ce-