Strona:Ulicą i drogą.djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ZAPROSINY



Z nóg swych, pątniku, pył podróżny otrzep,
Wejdź — i dla ciebie lśni biesiadna mensa.
Duch twój, co błędnym krokiem się wałęsa,
Sztuki tej łaknie — jednej z ducha potrzeb.
 
Patrz! prometejską popełniłem zbrodnię:
Nakradłem z nieba tęcz, gwiazd i błyskawic,
Sprosiłem rzeszę pięknych mar-krasawic,
Byle cię przyjąć w domu moim godnie.

Odłóż na chwilę topór swój czy lemiesz,
Tak jak parasol gość zostawia w sionce.
Wejdź w grono, gędźbą i śmiechem tętniące,
Choć może spijesz się albo zadrzemiesz.

W istotę moich myśli nie przenikłszy,
Przynajmniej dźwiękiem pieśni się ukołysz.
Pożegnaj dom mój, gdy ci się w nim sprzykrzy, —
Gdy poznasz, żem jest — równy tobie hołysz.

1920