Strona:Tytus Czyżewski - Pastorałki.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a w stajni w kącie we żłobie
razem złączeni przy sobie
tak sławne święte we świecie
Józef Marja i Dziecię
jak płatki śniegu zlecieli
biali srebrzyści anieli
a w rękach cytry i grają
i paluszkami trącają

Pastyrze
my barana, my koźlęta

my kaczora, my jagnięta
cztery miodu baryły
krzynę piwa, goryły
pszczoły z ulem co brzęczą
baranie struny co jęczą
przynosim Panu

Wół
jak nie mam chuchać pastyrze

kiedy ziąb idzie, mróz bierze

Osioł
jak nie mam skakać pastyrze

kiej w ogon zimno, mróz bierze

Pastyrze
ucichajcie, poklękajcie

Jezusowi pokłon dajcie
a wy muzyki zagrajcie
od tej wieczerzy ku ranu
my zaśpiewamy też Panu

Organista
nie śpiewajcie, zaprzestańcie

idą tu z gwiazdą i z łuną
kadzidło, złoto i runo
niosą i puzdra, klejnoty
purpury, pióra, dziwoty
idą bez boskiej urazy
Kasper, Melchior, Baltazy

Chór pastyrzy
oto królowie oto panowie

złote fanaberyje, złote liberyje
złote pojazdy i sługi
klacze ogiery i cugi
przy karabelach drużyny
pachołki, czarne murzyny

Baltazy
ja Baltazy, król znany

przychodzę, Panu nad Pany
niosę pokłony i dary
prowadzę sługi, fanfary

Melchior
Melchior ja jestem, król wschodu

idę z rajskiego ogrodu
niosę grona, daktyle, pierniki
ze złotem puzdra, kluczyki

Kasper
wiodła nas gwiazda przez morza

paliły słońce i zorza
a jako studnie w pustyni
świecą się perły w tej skrzyni

Pastyrze
kiedy się światy obrócą