Strona:Tryumf.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to „jeszcze“ to już ma około dwudziestu pięciu lat.
— Fhedzie!
— Zostaw Pusiu, zostaw, Fred zawsze z polska dowcipny, ha ha ha!
— Panu Kieliszakowi niesmakują kluski ze słoniną? Ja ogromnie lubię kluski ze słoniną.
— Pan Tomasik może nie phrzyszwyczajony do słoniny? W okolicy jadają?
— Pyszne, pyszne. Pawle, jeszcze proszę–ę.
— Paweł, herbatę do palmiarni. Dobranoc panu, panie Pawlik.
— Dobranoc panu Kiełbasikowi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Yyy!
— Czegóż płaczesz, Józek?
— Bo niech pan Paweł sam powie! Żeby mnie młody pan hrabia w pysk wyrżnął, ale mnie młody pan hrabia kopnął jak psa! R y y!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Jakto? Stefanowie byli przedwczohaj u arcyksięcia?
— A byli...
— I Mita?
— Aha!
— A nas nie phosili!
— A nie.
— Mój dhogi, to musi być jakaś inthyga! To trzeba zbadać! Phoszą Stefanów, phoszą