Strona:Tryumf.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ligencyi! Wprawdzie te kwiaty kwitną najczęściej w wytartych spodniach i podartych trzewikach, niemniej przeto literatura i sztuka są kwiatami inteligencyi. Evviva l’arte! I troska o nią publiczna...
Szedł i szukał inspiracyi do „słońca“ na tysiąc wierszy za siedmdziesiąt rubli.
Szedł zaś tak zamyślony, że nie widział, co się naokół niego dzieje. Myślał, myślał i myślał, a raczej starał się coś myśleć. Nagle potknął się i jakby ocknął.
Naokoło niego były zboża, jak złota toń. Gdzie sięgnął wzrokiem, łany, łany nieprzejrzane, jaśniejące ku niebu, bezmiar zbóż. A w tej toni, w tej fali pełnej blasku i światła, szkarłatne maki, błękitne bławaty, miedze zielone i chłopi w białych koszulach i żółtych, połyskujących, słomianych kapeluszach i kobiety w chustkach pstrych, żółtych i czerwonych na głowach, w białych koszulach i czerwonych spódnicach. Stalowe, srebrzyste sierpy dzwonią i migocą w ich rękach; ci żną tamci wiążą snopki; tu ogromny wóz drabiniasty ciągną woły, tam konie odprzężone od wozu skubią trawę na miedzy; dzieci plączą się, krzyczą, inne kołyszą młodsze, zawieszone w płachtach na kulikach — pełno życia, pełno gwaru — żniwa pszeniczne. A nad tem wszystkiem skowronki i wróble i olbrzymie, promienne, jaskrawe słońce na niebieskiem, nieruchomem niebie.