Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obrażał każdego oczywiście: „cóż to za jeden, który wyobraża sobie, że jest od nas wszystkich mądrzejszym, który nas traktuje jako głupców kompletnych, czcicieli drewna?“ Stryj Abu Taleb postawił mu pytanie, czy nie mógłby on zamilczeć o tem wszystkiem i wierzyć sam, nie mącąc spokoju duszom innych, nie drażniąc naczelników, nie wystawiając przez mówienie o tem na niebezpieczeństwo siebie samego tudzież ich wszystkich? — Mahomet odrzekł: „Gdyby słońce stanęło po prawej, a księżyc po lewej stronie, każąc mi pozostać w spokoju, nie zdołałbym usłuchać!“ Tak, bo w odkrytej przezeń prawdzie tkwiło coś z samej natury, równała się ona co do godności słońcu, księżycowi lub jakiemukolwiek innemu tworowi natury. Musiała być rozgłaszaną, jak długo byłaby na to wola Wszechmocnego, wbrew słońcu i księżycowi, i wszystkim Korejszytom, i wszystkim ludziom i wszystkim rzeczom. Musiało to być tak i nie mogło być inaczej. — Tak odrzekł Mahomet i — powiadają — „wybuchnął płaczem.“ Wybuchnął płaczem! Wiedział, że Abu Taleb żywił dla niego sporo dobroci, — że zadanie, które z woli losu mu wypadło, nie słodycze, jeno trudy oraz ciężary kryło w swem zanadrzu.
Nauczał on dalej każdego, kto chciał słuchać, rozsiewając doktrynę swą wśród przybywających do Mekki pielgrzymów, zyskując to tu, to tam, słowem wszędzie, gdzie się udało, zwolenników. Wszędzie przecież ścigało go nieustanne przeciwieństwo, nienawiść, jawne lub tajne niebezpieczeństwo. Potężne stosunki broniły jeszcze jako tako samego Mahometa, lecz wszyscy jego zwolennicy, za jego samego poradą, musieli opuścić Mekkę i szukać schronienia za morzem, w Abi-