Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdzieniegdzie daje się tu spotykać napuszony rozwój frazeologii, nieodpowiedni do zawartości. Pomińcie to wszystko, gdyż ta frazeologia, napuszona czy nie, zawsze coś w sobie zawiera. Ileż to pięknych stylów i pięknych książek, w których niema nic: ten, który książki takie pisze, jest zbrodniarzem względem społeczeństwa! Oto rodzaj, którego unikać należy! Gdyby Johnson nie zostawił po sobie nic, oprócz słownika, możnaby się już dopatrzeć śladów wielkiego umysłu człowieka bezpośredniego. Ze względu na jasność określeń, gruntowność ogólną, sumienność, przenikliwość i metodę szczęśliwą, możnaby go nazwać najlepszym ze słowników. Jest w nim jakaś wzniosłość architekturalna, jest to niby gmach wyniosły, duży i trwały, budowy czworokątnej, wykończony, symetrycznie doskonały: znać na nim rękę majstra.
Pomimo pośpiechu, musimy się trochę zatrzymać na biednym Bozzy. Uchodzi on za istotę nizką, nadętą, żarłoczny — i opinia taka pod wielu względami jest uzasadniona. Wbrew jednak wszystkiemu tomu szacunek jego dla Johnsona pozostanie zawsze godnym uwagi. Głupi i próżny Laird szkocki, najpróżniejszy z ludzi swego czasu, staje w postawie przerażonej wobec wielkiego, opylonego i gniewliwego pedagoga na skromnem poddaszu: szacunek to wrodzony dla wyższości, cześć dla bohaterów, w czasach, w których nie podejrzywano nawet możliwości istnienia bohatera lub czci. Zdaje się wobec tego, że bohaterowie istnieją zawsze, jako też i cześć pewna dla nich. Pozwolimy sobie także zaprzeczyć słowu dowcipnego Francuza, iż nikt nie jest bohaterem dla