Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

formulizm i ogólnik niby nazawsze się rozpanoszyły. „Wiek cudów“ albo istniał, albo może i nie istniał, — przeminął już w każdym razie. Świat się wyczerpał, a podziw, wielkość, boskość — mieszkać już w nim nie mogły: był to, jednem słowem, świat bez Boga!

I jakież są nizkie, karle sposoby myślenia ludzi w takich czasach — w porównaniu nietylko z Szekspirami i Miltonami chrześciańskimi, lecz ze starymi skaldami pogańskimi lub jakimkolwiek rodzajem ludzi wierzących! Żywe drzewo Igdrazil, z falowaniem melodyjnem i proroczem swych gałęzi, jak świat szeroko rozpostartych, o korzeniach, państw Heli sięgających, zginęło wśród hałasu świata-maszyny. „Drzewo“ i „Maszyna“ — co za przeciwstawienie! Co się mnie tyczy, to oświadczam, że świat nie jest wcale maszyną. Twierdzę, że ruch światu nadają nie „motory“[1] o kółkach i kołach zębatych, nie interesy osobiste, hamulce, wahadła; że tkwi w nim coś zupełnie innego poza hałasem warsztatów przędzalnych i większości parlamentarnych; że wreszcie nie jest on wcale maszyną! — i że starzy Normanowie-poganie lepsze mieli pojęcie o świecie bożym, niż te nędzne maszyny sceptyczne: starzy Normanowie-poganie byli ludźmi szczerymi. Ale dla tych nędznych sceptyków nie istniała żadna szczerość, żadna prawda. Pół-prawdy i „powiadają“ nazywano prawdami. Prawda dla większości oznaczała pozorność, coś mogącego być wymierzonem liczbą otrzymanych głosów. Stracili oni wszelkie pojęcie o tem, że szczerość była możliwą, i o tem, czem ona jest. Ileż pozorności, ze

  1. Angielskie „Motif“ znaczy zarazem: pobudka.