kiem, lecz żaden człowiek nie jest cały poezyą tylko samą. Myśmy wszyscy poeci, kiedy dobrze czytamy jakiś poemat. „Wyobraźnia, drżąca wobec piekła dantejskiego,“ nie jestże tą samą zdolnością, w mniejszym tylko stopniu, jak i ta, która Dantego zmusiła do tworzenia? Nikt inny nie byłby w stanie przyoblec w ciało tak, jak Szekspir, historyi Hamleta, biorąc ją od Saxona Grammaticusa, — każdy jednak ją bierze i modeluje z niej coś tak lub owak. Nie warto tracić czasu na określenia, gdyż wszędzie, gdzie nie istnieje żadna różnica specyficzna, jak naprzykład pomiędzy kołem i czworobokiem, — określenie musi być z konieczności mniej lub więcej arbitralnem. Człowiek, w którym pierwiastek poetyczny dość wyjątkowo się rozwinął, aby być zauważonym, zostanie nazwany poetą przez sąsiadów. W takiż sam sposób krytycy decydują o poetach świata, o tych, których musimy uważać za poetów doskonałych. Poeta, który bardzo wysoko się wznosi ponad poziom ogólny poetów, wyda się, jak to być musi, tym i owym krytykom poetą wszechświatowym. Tymczasem jest to — i być musi — odróżnienie arbitralne. Wszyscy poeci, wszyscy ludzie, posiadają w sobie coś powszechnego, lecz żaden człowiek z tego tylko pierwiastku całkowicie się nie składa. Większa część poetów bardzo szybko idzie w niepamięć, lecz i pamięć najwznioślejszego — Szekspira czy Homera — nie będzie istniała wiecznie: przyjdzie czas, kiedy i oni znikną! Pomimo to wszystko, możecie mi powiedzieć, musi koniecznie istnieć jakaś różnica pomiędzy prawdziwą poezyą i prawdziwem słowem niepoetyckiem, — ale jaka? Wiele o tem pisali — szczególnie nowsi kry-