Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiek, wielkiego trudu i wielkiego niedostatku; wcale nie dbał o to, co służy ludziom za cel tylu wysiłków. Nie był złym, gotów jestem to powiedzieć; tkwiło w nim coś lepszego od jakiejkolwiek żądzy, — inaczej bowiem ci dzicy Arabi, bijąc się u jego boku nieustannie i ocierając się o niego w ciągu lat dwudziestu trzech w najciaśniejszym i nieustannym z nim stosunku, takby go nie szanowali! Byli to ludzie dzicy, porywający się od czasu do czasu do kłótni, przejawiający nieustannie surową swą szczerość, — i bez istotnej wartości i męzkości żaden człowiek nie mógłby im rozkazywać. Powiadacie, że nazywali go prorokiem? Otóż to! Wszakże on stał wobec nich oko w oko, nieosłonięty żadną tajemniczością, łatając na oczach wszystkich swój płaszcz, naprawiając obuwie, walcząc, radząc, rozkazując: musieli więc koniecznie widzieć, co to był za człowiek, jakkolwiek go zwano! Żaden cesarz w koronie nie cieszył się takim posłuchem, jak ten człowiek w łatanym własnoręcznie płaszczu, w ciągu dwudziestu trzech lat trudnych i rzeczywistych prób. Myślę, że łatwo teraz pojąć, jako trzeba było do tego posiadać coś z prawdziwego bohatera.
Ostatnie jego urywane słowa stanowią modlitwę, w której to walczące serce rwie się do swego Stworzyciela w drżącej nadziei wzniesienia się ku Niemu. Nie możemy powiedzieć, iż religia własna uczyniła go gorszym; przeciwnie, stał się przez nią lepszym i dobrym, nie zaś złym. Opowiadają o wielu jego wzniosłych postępkach. Kiedy mu doniesiono o śmierci córki, odrzekł swoim sposobem, najzupełniej szczerze, a jednak niby chrześcianin: „Bóg dał, Bóg wziął: niech będzie błogosławione Imię Pańskie.“ Tak samo po-