Strona:Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Typem jego ostatnich „szarych bohaterów” jest pan Jan ze Stawisk, szlachcic, szamocący się daremnie z niedostatkiem („Syzyf”, 1891 r.).
— Człowiek ten do dnia wstawał — mówi o nim Junosza — późno w nocy kładł się na spoczynek, najdrobniejszej słomki nie dał zmarnować, pilnował całości mienia, jak źrenicy własnego oka, a wszystkie dochody oddawał jaknajsumienniej w formie procentów. Dla siebie miał tylko tyle, że żył. Oszczędność posuwał do ostatnich granic, w przekonaniu, że tą drogą stanie na własnych nogach, odzyska niezależność, zgromadzi fundusz na edukację dzieci, na zabezpieczenie starości (str. 153). Gdy zaś noc przyszła, to nie goniła poranku, ale wlokła się jak zmora powoli, jak zmora dusiła, spędzając sen z powiek, strasząc widmami przyszłości, rzucając potworne znaki zapytania przed oczy. Co? Zkąd? Od kogo? Kiedy? Ohydny słownik... Niejednemu on życie złamał, energję odebrał, niejednego przedwcześnie do grobu zaprowadził. Niemasz bardziej jadowitego i bardziej mnożnego owadu nad te pytajniki nieubłagane. Brzęczą nad uszami, rzucają się do oczu, świdrują czaszkę, sprawiając ból nieznośny, aż do obłędu, aż do szaleństwa. I sen przed temi djabelskiemi znaczkami ucieka, spokój odbiega i chęć do życia. Wśród ciemności nocnych świecą one fosforycznym blaskiem, jak błędne ognie na cmentarzysku lub bagnie, wdzierają się pod powieki, rażą źrenice, pieką. I ani ich odpędzić, ani się od nich uwolnić nie sposób; natrętne i uprzykrzone, jak komary, powracają, mnożą się, uderzają całą chmarą, rojem. Pan Jan poznał już te ukąszenia bolesne i zjadliwe, wpijały mu się one w mózg, wierciły czaszkę, piekły żywym ogniem, a pod wpływem tego bólu widział żonę swoją ukochaną i dzieci w smutku, w opuszczeniu, w niedostatku, biedne i zmarnowane; widział, jak gromada jakichś cieniów rzuca się na jego mienie, chwyta po grudce ziemi i unosi, czuł, że jakiś straszny ciężar gniecie mu barki, zgina krzyż, przywala go, miażdży (str. 125, 126). Smutna tragedja życia! Tem smutniejsza, że prosta, zwyczajna, pospolita, szara, jeżeli