Strona:Teodor Jeske-Choiński - Klemens Junosza Szaniawski.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Klemens Junosza Szaniawski.

(Dokończenie.)
IV.

W miarę, jak się rozszerzał zakres obserwacji Junoszy, rosła i galerja jego typów.
Zrazu czerpał on tylko ze skarbnicy swoich wspomnień wiejskich, zadomowiwszy się jednak w Warszawie, przypatrzywszy się bliżej nowemu otoczeniu, dodał do drobnej szlachty, do chłopów i żydów: nauczycielki („Po burzy”), starych guwernerów („Pan metr”, „Z papierów po nieboszczyku czwartym”), urzędników („Pająki”), kobiety, grające po restauracjach („Wilki”) i t. d.
I w mieście szukał głównie wyzyskiwanych, przeciwstawiając im wyzyskujących. Bogactwo, dostojeństwa, sława, szczęście nie zajmowały jego dobrego, tkliwego serca. Nie pociągały go także szersze sprawy społeczne, gwałtowne namiętności, wytworniejsze cierpienia umysłowe. Jak nie brał, jako publicysta, udziału w walce stronnictwa postępowego z zachowawczem, tak omijał także, jako belletrysta, wszelkie „kwestje palące”.
Raz tylko jeden w powieści p. t. „Pod wodę” sięgnął do chwili bieżącej, usiłując pogodzić dwa wrogie sobie prądy.
Pod wodę płynie pan Jan Załuczyński, syn pana Sylwestra, zamożnego obywatela ziemskiego.
Aczkolwiek szlachcic z dziada, pradziada, pan Sylwester nie posiadał słabości i wad kasty, do której należał. Pracowity, oszczędny, słowny, rządny i praktyczny, oczyścił odziedziczony majątek z długów, podwoił go, potroił.
Zalet swoich nie wziął on w spadku po przodkach, lecz wyrobił je w sobie siłą woli. Wychowaniec trzeźwości drugiej połowy XIX-go stulecia, rozumiał bardzo dobrze, że rolnik współczesny nie może postępować utartemi szlakami dawniejszych, jeźli