Strona:Taras Szewczenko - Poezje (1936) (wybór).djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Cicho, durnie! Skąd ta radość?

Czego się tak drzecie?
295 

Że płoniecie?”
Ekaj chachół!
Nie znajet paradu!
U nas parad. Sam izwolit

Siewodnia gulati”.
300 

„A gdzież ten On? Gdzie ta caca?”
Wot widisz: w pałatach”.
Przepycham się. Aż rodaczek,
Z guzikami z cynku,

Do rodactwa przyznaje się
305 

I pyta się: „Synku,
Skąd ty jesteś?”
— „Z Ukrainy!”
— „I tutejszym nie władasz językiem?”

— „Władam — mówię — ale nie chcę“.
310 

— „Jaki dziwak, Boże!
Mnie tu wszystkie drzwi znajome,
Bo służę przy dworze.
Więc spróbuję cię wprowadzić,

Ale wiesz: oświata!
315 

To też nie szczędź pół rubelka
Dla rodaka, brata!”
— „A bodaj cię, kałamarzu!”
I znów niewidoczny

Zrobiłem się i wchodzę tam.
320 

Ach, mój Boże mocny!
Więc tu jest raj?
Złotem szczerem
Cali ozłoceni

Wyjadacze.
325 

Aż oto: sam,
Wysoki i srogi
Ukazał się. Koło niego