Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2339   —

— Macie zapałki?
— Owszem.
Robert cofnął się jeszcze dalej.
— Zapalcie! — rozkazał oficer. — Ale kilka od razu; będzie lepiej widać.
— Widzicie coś? — zapytał koronel.
— Nie — brzmiała odpowiedź.
— Poszukajcie na ziemi!
Usłuchali rozkazu.
— Ah — rzekł oficer uspokojony. — Oto korzeń obrośnięty mchem. Zawadziłem o niego.
— Na pewno, sennor, — rzekł jeden z wartowników.
— Ostrożność nigdy nie zawadzi, zwłaszcza w takiej sytuacji, jak nasza. Dlatego miejcie uszy otwarte.
Po tych słowach oddalił się. Niebezpieczeństwo, które groziło Robertowi minęło. Prawdopodobnie koronel postanowił obejść łąkę, ciągnącą się za lasem.
Na myśl o tym Robert powziął decyzję: weźmie pułkownika do niewoli. Zadanie nie było lekkie, czuł jednak dosyć siły, aby plan przeprowadzić.
Pochylony ku ziemi zaczął się skradać za oficerem, tak długo aż obydwaj znacznie oddalili się od posterunku. W pewnej chwili oplótł gardło pułkownika palcami obudwu rąk. Oficer jęknął półgłosem, wyciągnął ręce, ale napastnika schwytać mu