Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 63.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1760   —

ku wyperswadować im to szaleńcze zamierzenie. Skoro próba spełzła na niczym, Mariano, kapitan Helmer, mały André oświadczyli, że chcą się przyłączyć, a następnie tę samą chęć wyrazili Mindrello i stary hrabia. Ten przypomniał, że ma wielkie porachunki z Corteją. Zorski z początku był przeciwny narażaniu hrabiego Fernanda na trudności wyprawy, lecz w końcu ustąpił, uświadomiwszy sobie, iż nagłe zjawienie się tego właśnie człowieka wywrze na Józefie największe wrażenie i skłoni ją, być może, do cennego wyznania.
— Weźcie ze sobą jakiś oddział Apaczów! — prosił Juarez doktora.
— Zrezygnujemy tego — odpowiedział Zorski — Mniejsza garstka łatwiej dostanie się do hacjendy.
— Gdybym miał dostateczną ilość wojska, dałbym wam tak liczną eskortę, że moglibyście jechać, nie pokryjomu, lecz otwarcie. Ale ufam, że nie zawiedzie nadzieja, pokładana przez Bawole Czoło w rodakach. Z zresztą, niebawem i ja do was przybędę.
Po serdecznym pożegnaniu, dziewięciu mężczyzn dosiadło koni i pojechało.
Kiedy trzeciego dnia Juarez przybył do Monclovy, dowiedział się o nadejściu ochotniczych oddziałów amerykańskich. Wcielił je do swego wojska i wyjechał wślad za przyjaciółmi, aby nieść im w razie potrzeby zbrojną pomoc. Oni tymczasem pojechali drogą okrężną, co przedłużyło wyprawę. Wreszcie, niepostrzeżenie dotarli do oko-