Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 62.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1734   —

liła zgodnie z rozkazem Zorskiego. Sępi Dziób nie odstępował od niego Poruszał się niespokojnie w siodle, wreszcie zapytał:
— Sennor, czy mogę zrobić kawał? Wczoraj zwiałem od tych ludzi. Niech mają przyjemność i niech mnie po raz drugi schwytają.
— To niebezpieczne.
— Pah! Proszę jeszcze raz o pańską rurkę!
Obserwował teraz zbliżających się jeźdźców, poczem, złożywszy lunetę powiedział:
— To oni! Na czele jedzie drab, który udawał wysłańca prezydenta. Sennores, pozwólcie mi się zabawić!
Mówiąc to, zeskoczył z konia i wyprowadził go z zagajnika. Usiadł na trawie, nasunął cylinder na twarz i rozwinął nad sobą parasol. Wyglądał tak, jakgdyby już siedział tu od dłuższego czasu. Usadowił się plecami do zbliżających się jeźdźców. Z binoklami na nosie wyglądał jak człowiek zatopiony w rozmyślaniach, niespostrzegający przybycia obcych
Niebawem go zauważono. Przywódca zdumiony osadził konia.
— Do diabla! — krzyknął. — Spójrzcie; tam siedzi ktoś na ziemi!
Towarzysze jego spojrzeli w kierunku oznaczonym i zobaczyli wielki parasol, a pod nim szary cylinder.
— Wszyscy święci. To Anglik! Teraz jesteśmy górą.
Mówiąc to, przywódca rozpędził konia; pozo-