Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 46.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1280   —

wszystkie chorągwie i znaki; strzał zaczął padać po strzale, aż wszyscy nie weszli na pokład. — —
Emma spała spokojnie i nie zauważyła wcale, jak łódź odpłynęła od statku. Pierwszy strzał zbudził ją ze snu. Ogarnął ją przestrach. Co zaszło? Zerwała się prędko ze swego łoża, ubrała w pośpiechu i wyszła na pokład. Ujrzała teraz poszukiwaną tak długo wyspę. Dziko wyglądające postacie wchodziły na statek. Jedna z nich przystanęła zdumiona, poczem rzuciła się ku niej w największym pośpiechu.
— Emmo, Emmo! — wołał Grzmiąca Strzała.
— Antoni! — odpowiedziała w najwyższym uniesieniu.
Padli sobie w ramiona. Cieszyli się i płakali. Obsypywali się pocałunkami jak dzieci, które nie mogą opanować zachwytu. Obok stał dzielny kapitan i skromnie radował się z ich szczęścia. Wreszcie zapytał:
— No cóż, panie Helmer, czy teraz radość pańska osiągnęła pełnię?
— Osiągnęła, kapitanie! — brzmiała odpowiedź. — Ale niech mi pan powie, w jaki sposób Emma dostała się na pański statek? Byliśmy pewni, że zginęła wraz z tratwą.
— Szczegółów dowie się pan później. A teraz zejdźmy nadół do kajuty. Śniadanie gotowe: niechże państwo po długich latach zjedzą coś znowu po ludzku.
Wzrok Zorskiego padł teraz na kogoś, kto patrzył na niego błyszczącymi oczami i kogo się najmniej na statku spodziewał. W pierwszej chwili zawahał się, potem zaś, rozpostarłszy ramiona, zawołał:
— Mindrello, poczciwy Mindrello! Nie mylę się, to wy!