Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 41.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1146   —

duszą modlił się również. Nastąpiła długa pauza, po której były przemytnik rzekł:
— Zbierzmy siły i krzepmy się nadzieją, czcigodny mój panie. Bóg jest miłością, pomoże nam, ale tylko przez nas samych.
— Macie rację — rzekła hrabia, wstając z klęczek. — Musimy pomyśleć, w jaki sposób możnaby uciec.
Zaczęli rozważać wszystkie ewentualności ucieczki i przyszli do przekonania, że byłaby ona możliwa jedynie z lochu Mindrella.
Mindrello rzekł:
— Czy nie możemy zaraz przystąpić do dzieła?
— O, bardzo chętnie. Niestety jednak, dziś jest za późno. Odkrytoby jutro naszą ucieczkę i wnet rozpoczętoby pościg. Wtedy bylibyśmy zgubieni.
— Dobrze, zastosuję się do was, don Fernando. Ale jedno możemy uczynić już teraz. Możemy spróbować, czy się nam nie uda poruszyć kamienia, zagradzającego otwór mojej celi.
— Słuszne słowa. Jeżeli nam się to uda, będziemy przynajmniej spokojni, iż możemy w każdej chwili opuścić więzienie. Jeżeli zaś nie, będziemy wiedzieli, że trzeba sobie z więzienia utorować drogę inną.
— Więc przeleźmy do mojej celi. Pójdę pierwszy.
Hiszpan zaczął wdrapywać się po murze; hrabia uczynił to samo. Bez trudu udało im się dostać przez otwór do drugiego lochu. Loch ten miał, jak to stwierdził hrabia Fernando, tę samą szerokość i głębokość, co jego nora. Zaczęli wdrapywać się ku powale.
Pierwszy szedł Mindrello, opierając się o jedną stronę muru plecami, o drogą zaś nogami; don Fernan-