Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 39.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1097   —

się z hamaku i zaczął chodzić po pokoju. Rozważał coś długo, poczem stanął przed hacjenderem i rzekł:
— Gdyby to nie pan, sennor Arbellez, opowiadał mi tę historię, nie uwierzyłbym w jej prawdziwość. Ponieważ jednak uważam za uczciwego, szczerego człowieka, więc ufam każdemu słowu i przyrzekam moją pomoc. Nie wiem jeszcze na czem ona będzie polegać, muszę to dokładnie obmyśleć i poinformować się o różne sprawy. A wtedy, przyrzekam wam solennie, że to całe haniebne sprzysiężenie zostanie odkryte i poniesie karę. Czy zostajecie tu przez czas jakiś?
— Tak, u sir Lindsaya.
— Ach, u niego. Dlaczegóż to właśnie u niego?
— Chcę zwrócić się do niego z prośbą. Jak już mówiłem przedtem, Grzmiąca Strzała otrzymał podarunek z pieczary skarbu królewskiego. Brat jego, mieszkający w Polsce, ma bardzo utalentowanego syna. Grzmiąca Strzała, który jest narzeczonym mojej córki, postanowił przed siedmioma laty, to jest przed swem zaginięciem, że chłopiec otrzyma połowę skarbu. Wśród ciężkich zamieszek lat ostatnich nie mogłem mu jej posłać, a tymczasem mija okres, w którym zasobne wyposażenie jest chłopcu najbardziej potrzebne. Dlatego wziąłem skarby ze sobą i przywiozłem tutaj; zawiozę je do lorda, niechaj prześle do Europy.
— Gdzie mieszka ten chłopiec?
— Pod Poznaniem, na zamku, którego nazwę zapomniałem. Zamek będzie jednak łatwo znaleźć, należy bowiem do kapitana i leśniczego Rudowskiego. Zapamiętałem sobie to nazwisko.
— Zostawcie więc skarb mnie, zamiast Anglikowi