Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 17.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   479   —

Teraz jednak zrozumiał, w jakim znalazł się kłopocie.
Nie mógł przecież nikogo z tych ludzi zabrać do groty. Ci, którzy są teraz z nim, gotowi sami opróżnić skarbiec. Pocieszał się, że w ostatniej chwili poradzi sobie jakoś.
Bandyci przyprowadzili konie i dosiedli je, a hrabia stanął z dowódcą bandy na czele oddziału.
Alfonso znał górę, którą mu wskazała Indianka, ale nie orientował się w okolicy. Znał tylko kierunek, dlatego też powoli posuwano się naprzód. Dopiero o świcie można było ruszyć raźniej.
Po pewnym czasie ukazała się przed nimi potężna masa góry El Reparo.
Dotarli do południowej strony i jechali jej stokiem.
Przekroczono pierwszy potok, a kiedy Alfonso spostrzegł, że drugi jest już blisko, kazał stanąć. Nie chciał doprowadzić ich do jaskini. Trzeba było zresztą przekonać się, gdzie i czy rzeczywiście istnieje.
— Poczekajcie! — zawołał — opuszczam was na krótki czas.
— Cóż właściwie mamy robić? — zapytał herszt bandy.
Hrabia skinął i dał znak, by milczeli, a potem odjechał.
Naraz herszt odezwał się:
— To pewnie jakaś tajemnica, muszę go podpatrzeć.
Zsiadł z konia i szedł w ślad za hrabią.