Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 10.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   290   —

Słyszeli jęk i wściekłe krzyki adwokata. Pomimo, że miał podwójny knebel w ustach i że leżał w jednym z dalszych pokojów, wrzask rozlegał się po całym korytarzu. W tej chwili właśnie, gdy alkald chciał zapukać do drzwi, nastąpiła cisza. Powrócili więc do sali, gdzie nieco później zjawił się Zorski.
Prowadził hrabiankę pod ramię.
Wszyscy obecni przestraszyli się widokiem ukochanej swej pani. Chcieli bliżej przystąpić, by wyrazić swe uczucia, lecz Zorski zrobił zakazujący ruch ręką i rzekł:
— Panowie, czy znacie tę damę?
— Znamy! — krzyknęli chórem.
— Możecie przysiąc, kim ona jest?
— Oczywiście!
— Więc niech alkald powie, kogo ma przed sobą.
— Jest to kontezza Róża de Rodriganda-Sevilla — rzekł zapytany.
— Wystaw mi więc urzędowe świadectwo, że ta dama jest hrabianką. Wszyscy obecni podpiszą ten dokument.
— Po co?
— Chciano zamordować hrabiankę; zrobiono z niej wariatkę; chcę ją ocalić i potrzebuję do tego ten dokument.
Alkald chciał jeszcze stawiać dalsze pytania; widział przed sobą jakąś tajemnicę, którą by chętnie pragnął zgłębić, lecz Zorski prosił o pośpiech, musiał go więc usłuchać.
Potem doktór udał się do pokojów, które sam