Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co przez to chcesz powiedzieć?
Magda wzięła go za rękę:
— Przez to chcę powiedzieć, że jeżeli jeszcze raz urządzisz mi taką ordynarną scenę — natychmiast wyjadę i nie zobaczymy się więcej.
— Magduś!
W jego tonie było tyle szczerego wyrzutu, że powtórzyła już znacznie łagodniej:
— Wyjadę natychmiast.
— Więc ty mnie nie kochasz? Wcale nie kochasz?
— Owszem. Tylko kocham cię takim, jakim powinieneś być, jakim cię poznałam. To znaczy, przedewszystkiem dobrze wychowanym. Jeżeli twoje wychowanie pozwala ci opanować różne przykre strony twojej natury, te strony, których nie znam i poznawać nie zamierzam, to między nami będzie zgoda. Jeżeli zaś nie raczysz trzymać w cuglach...
— Już dobrze... dobrze... kochana Magduś, Magdulo, Dusinko...
Objął ją i pocałunkami zmusił do milczenia. Dzięki swojej wybornej tresurze towarzyskiej umiał zmienić temat i nawet wyrazem twarzy nie przypominał świeżo przebrzmiałej awantury. Jednak Magda nie zapomniała o niej. By zaś na przyszłość oduczyć Ksawerego od podobnych wybuchów, zaraz po przyjściu do pałacu oświadczyła, że boli ją głowa i nie zeszła na kolację.
Uważała za konieczne trzymanie Ksawerego ostro. Inaczej pozwalał sobie zbyt wiele. Natomiast po każdem straszeniu pokorniał i stawał się serdeczniejszy. Pod tym, jak i pod wielu innemi względami był bardzo dziecinny.
Ile razy Magda nie była z niego zadowolona, usiłował śmiesznie naiwnemi sposobami wpłynąć na poprawę