Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z byka pan spadł, panie Dziewanowski, czy ki djabeł? Mam panu zrobić nowy aforyzm o miłości? Poco to panu?... A powtóre, kto panu powiedział, że jestem par excellence zdrowy?
— Takie miałem wrażenie. Oczywiście chodzi o psychikę.
— Zawracanie głowy. Człowiek wyrywający się ze swego przyrodzonego środowiska nie może być zdrowy. Może chciał pan przyłapać u mnie tak zwany „chłopski rozum“?... Cha... cha... cha... Pomyłka w adresie. Wywietrzał mi, a nowego nie nabrałem. Można być chamem, synem chama i wnukiem chama, można zachować strusi żołądek i wytrzymałość wołu, ale psychiki normalnej nie można wynieść z chałupy i stróżówki do parkietów, dywanów, do „przestrzeni nieabsorbującej“. Trzeba rozstać się ze zdrową normalną psychiką.
— To jest śmieszne — z niezadowoleniem powiedział Dziewanowski — że pan tyle przypisuje wagi przesądom klasowym.
— Ależ nie klasowym. Kiedyś wierzyłem w istnienie klas społecznych, w znaczeniu ekonomicznem i socjalnem. Ale klas niema. Są tylko środowiska. Tak, panie, środowiska. Wyrywanie się ze środowiska jest patologiczne, już samo przez się.
— Pan przesadza. Dążenie do polepszenia swego bytu jest powszechne i całkiem normalne.
— Głupstwa pan mówi, panie Dziewanowski. Dążenie takie istnieje i jest oczywiście normalne. Ale wówczas, gdy polepszenie bytu nie zmienia istoty, tworzywa tego bytu. Chłop nie przestaje być chłopem, jeżeli dokupi sobie ziemi. Ilościowo zmieni swój byt, jakościowo pozostanie tosamo... Tosamo, panie Dziewanowski. Właśnie ci, którzy tylko ilościowo zmienili swój byt, mogą zachować psychikę zdrową. A ja co? Uciekłem z przyrodzonego środowiska. Takich jest sto tysięcy, miljon.

92