Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


ROZDZIAŁ 1.


W poczekalni był tłok. Nie spodziewała się tego i teraz wolałaby zaraz stąd się wycofać, nie czekając na swoją kolejkę. I tak było to beznadziejne. Już z obojętnego wyrazu twarzy woźnego, sprawdzającego datę wezwania, już z jego lekceważącego kiwnięcia, którem wskazał jej wolne krzesło, wróżyła sobie najgorzej. Jeżeli wszyscy ci panowie również ubiegają się o posadę, lepiej odrazu machnąć ręką na te kilkadziesiąt złotych, wydanych na bilet kolejowy i wracać do Poznania.
Uspokoiła się dopiero po dłuższej chwili. Ostatecznie trzeba próbować szczęścia. A nuż wywoła szczególnie dobre wrażenie? Zresztą i przygotowanie ma napewno nie gorsze od większości tych panów. Zaczęła się im przyglądać. Przeważnie byli to ludzie starsi o nienagannej powierzchowności i przyzwoitym sposobie bycia. W ich spojrzeniach, któremi oceniali ją jako kobietę i jako współzawodniczkę, nie dostrzegała ani zachwytu ani obawy. Widocznie nie brali jej współzawodnictwa w rachubę, a zbyt byli pochłonięci oczekiwanem posłuchaniem u dyrektora, by zwrócić więcej uwagi na jej urodę, wdzięk i nowy, cudownie skrojony wspaniały kostjum, w którym przecie wyglądała świetnie.
W kącie pod oknem siedziała jeszcze jedna kobieta, starsza już i źle ubrana, a naprzeciw druga, przesadnie wymalowana i wciąż uśmiechająca się niedorzecznie.
Wzdłuż lewej ściany przechadzał się wysoki, szczupły brunet w granatowem ubraniu. Ilekroć otwierały

5