Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowolenia z siebie. Gdyby tego rodzaju komplement spotkał ją nie od Szczedronia, którego nigdy nie można było posądzić o płytkość i o trywjalność, uważałaby się za śmiertelnie obrażoną. Ten brzydki mężczyzna z nieproporcjonalnie dużą głową, wąskiemi ramionami i ogromnemi rękami lepiejby jednak zrobił, nie stawiając kwestji człowieka tak anatomicznie, czy eugenicznie.
— Dziękuję panu, — potrząsnęła głową. — Zatem widzi pan we mnie jedynie typowy okaz. To jest wprost niegrzeczne. Zatem niema we mnie nic oryginalnego, żadnej indywidualności? To jest impertynencja. Nie dla każdego szczytem marzeń jest stanowienie szablonu anatomicznego.
Szczedroń zaśmiał się krótko i zjadliwie:
— Niepotrzebny przytyk, droga szwagierko.
— To żaden przytyk — zarumieniła się Anna.
— Mniejsza o to. Chciałbym zapytać: czy naprawdę zdaje się pani, że szczytem marzeń jest indywidualność, oryginalność?... Do stu djabłów, czy pani nie widzi, że to manja powszechna, że to bzik zbiorowy! Właśnie pani z okrągłemi biodrami, z piersiami, które nie są organem szczątkowym, z tą budową ciała idealnie proporcjonalną, pani powinna i wewnątrz wszystko mieć w równie idealnej harmonji. Indywidualność jest swego rodzaju zwyrodnieniem. Mojem zaś zdaniem, o ile mogłem sobie o pani wyrobić trafny sąd, w jej psychice musi panować takaż równowaga elementów, jak i w fizycznej części pani istoty. I to ma być obelga?... Nie, proszę pani, gdyby wszystkie kobiety były bardziej anatomicznie prawidłowe, nie mielibyśmy tylu warjatek indywidualności, emanujących swoją pustkę w przestrzeniach nieabsorbujących. Rozumie mnie pani?
— Mówi przez pana gorycz.
— Gorycz? — zerwał się, Szczedroń — jakże można być tak nieinteligentną!... Ja przepraszam panią,

45