Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skargę w policji. Za zarażenie dziecka tą straszną chorobą powinna była odsiedzieć kilka lat więzienia. Jednak z biegiem czasu, gdy zaczęła się rekonwalescencja Lituni, a lekarze zapewniali, że odzyska ona wzrok całkowicie, w Annie pozostał tylko żal do bony.
— Miej żal do mnie, tylko do mnie — mówił Władek Szerman — wszystkiemu winna moja prostoduszność.
— Mam żal i do ciebie. Ale i ta obrzydliwa dziewczyna nie zasłużyła na litość. Nie wmówisz mi chyba, że nie prowadziła rozwiązłego życia.
— Zapewne, ale nie można całej winy zwalać na nią. Zapewne jest to małe zwierzątko, ale nikt palcem nie ruszył, by przerobić ją na człowieka. Wychowywała ją ciotka. Od dziecka nie miała domu, więc skądże mogła wynieść jakieś podstawy moralne. Żyła nie w domu, lecz w mieście. Miasto, a więc ulica, kino, kawiarnia — to był jej dom. Wogóle kobieta powinna być zwierzęciem domowem. Z chwilą straty domu staje się albo bezpańskim kotem, pasorzytem, albo niebezpiecznym rabusiem, o tyle niebezpieczniejszym, że niszczy nie dla zaspokojenia swoich instynktów, lecz dla samego niszczenia. Dobrą tresurę kobiety może dać tylko dom. Od dziecka należy jej wbijać w świadomość zakazy i nakazy, aż staną się w niej automatyczne. Rozumowanie jest całkiem zbędne, a nawet szkodliwe. Dlatego jestem zawziętym przeciwnikiem szkół koedukacyjnych, tego monumentalnego głupstwa dziewiętnastego wieku.
— Chyba dwudziestego — poprawiła Anna.
— Nie, dziewiętnastego, gdyż wyrosło ono z liberalnej postępowości tego wieku. Chłopców należy wychowywać i kształcić, a dziewczęta trenować i uczyć. Dwie całkiem różne metody. I naprzykład takiej Paczuszce nikt niczego nie wbijał do głowy. Za cóż ją ka-

322