Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiesz — powiedział z niejakiem zażenowaniem — nie mogłem już dłużej wytrzymać. Oddałem przekład pewnemu bardzo inteligentnemu studentowi medycyny. On to zrobi prędzej i niech coś zarobi.
Tak spełzały na niczem wszystkie próby zmuszenia Marjana do pracy. Tymczasem pieniądze topniały. Nie było dnia, by nie kupił, lub nie sprowadził z zagranicy kilku drogich książek. Nadobitek kupował kwiaty, które wprawdzie sprawiały Annie wiele przyjemności, lecz wywoływały również starannie przez nią ukrywane przygnębienie. Sama nie chciała przyznać się przed sobą do uczucia beznadziejności, które zwolna ją ogarniało. Marjan w niczem nie umiał wytrwać. Tak było i z Kolchidą. Od dłuższego czasu nie chodził tam wcale, wiedząc, że sprawia tem Annie przykrość. Nie zależało jej wyłącznie na odsunięciu Marjana od Wandy, lecz i na zerwaniu jego kontaktu z całą Kolchidą, której nastrój, jak była przeświadczona, działał nań destrukcyjnie. Zdawało się, że atmosfera Kolchidy wpływa ujemnie przedewszystkiem na jego wolę, że odbiera mu pozatem poczucie radości życia, a im obojgu wyłączność ich pogodnego domu, odrębność ich małego światka w wielkiem obojętnem mieście. I byłaby gotowa przysiąc, że Marjan, chociaż nic jej o tem nie mówił, nawet nie zagląda do Kolchidy. Tymczasem pewnego dnia, wychodząc z biura, spotkała Władka Szermana. Widywali się rzadko, ale bardzo lubili się wzajemnie. Może właśnie dlatego, że byli krańcowo odmienni.
— Źle wyglądasz — powiedział Władek.
— Jesteś niegrzeczny — udała obrazę.
— Jestem lekarzem i z przyjemnością zajrzałbym ci za frendzle twoich jedwabistych rzęs. Tak się to mówi? Cierpisz na niedokrwistość. Pewno zadużo pracujesz i zadużo kochasz. Dwa bardzo ostre narkotyki. Wybacz, że jestem niedyskretny, ale to moja specjal-

279