Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

runku nie posiadał. Nazajutrz przełożył jedną stronicę, w ciągu kilku następnych dni nie zrobił nic.
Po tygodniu orzekł:
— Niezupełnie zgadzam się z tym Cholewińskim. Przeczytałem dwie najnowsze bakterjologje, teraz mam zastrzeżenia.
— Ja ich nie mam — półżartem odpowiedziała Anna — więc ja będę tłumaczyła.
— Kiedy, wiesz Anuś, to jest nudne — przeciągał się i z podziwem przyglądał się Annie, gdy ta zabierała się do pracy.
Pewnego dnia wpadła na nowy pomysł. Siedziała właśnie pochylona nad przekładem. Marjan siedział w kącie i czytał. Anna podniosła głowę.
— Kochanie — powiedziała umyślnie osłabionym głosem — podaj mi proszę szklankę zimnej wody.
Spojrzał na nią i zerwał się przerażony:
— Anuś! Co ci jest?!
— Trochę mi słabo.
— Może doktora!?...
— Nie, daj mi tylko wody.
Trzęsły mu się ręce, gdy podawał jej szklankę. Oczy miał wystraszone.
Istotnie wyglądała mizernie i blado. Przecie dnie całe miała wypełnione bądź co bądź ciężką pracą.
— Zmęczona jestem — powiedziała po chwili.
— Więc jakże można tak pracować — oburzył się.
— Muszę. Zobowiązałam się skończyć przekład w terminie.
Stał milczący i zakłopotany. Wreszcie wydobył z siebie postanowienie.
— Zatem, ja to zrobię. Tak, ja to zrobię.
I rzeczywiście, przez pięć czy sześć dni zastawała go nad przekładem, lecz po tygodniu, wszystko gdzieś znikło.

278