Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wówczas bez opamiętania. A był tem gorliwszy, że pragnął podkreślić swoją polskość.
Było to w bezksiężycową noc w bocznej alei, gdy pakowała prowjanty do bryczki. Upadł jej do kolan i wyznał miłość. Dała mu słowo, a ojciec słowa córki nie cofnął. Po czteroletniem narzeczeństwie została żoną Antoniego.
Nigdy go nie kochała, lecz zbyt wielkie, zbyt bolesne, zbyt ważne były inne sprawy, które ich połączyły, a małżeństwo nie polega przecie na miłości.
Jeżeli nawet zrobiła błąd, wychodząc za Antoniego, nigdy tego nie żałowała. Człowiek, który raz powziął postanowienie, nie powinien pozwalać sobie później na podważanie jego słuszności. I pani Grażyna była wierną żoną. Nigdy ani przez moment nie myślała o szukaniu osobistego szczęścia poza małżeństwem, które tego szczęścia jej nie dało, nigdy przez myśl jej nie przeszła ewentualność rozwodu.
Gdy jednak patrzyła na Annę, wbrew zasadom, wbrew przeświadczeniu o konieczności surowego przestrzegania nierozerwalności małżeństw, myślała o rozwodzie.
Poprostu szkoda było Anny dla takiego nieroby, jak Karol Leszcz. Byłoby wszystko w porządku, gdyby nie jakieś potworne lenistwo tego człowieka. Ostatecznie dobrze jest, że Anna zarabia i może go utrzymywać, ale i on powinien pomyśleć o przyszłości. Gdy ostatnio przed dwoma miesiącami był w Warszawie, pani Grażyna powiedziała mu to w cztery oczy i dostatecznie dobitnie. A on tylko rozłożył ręce. Gdyby Anna przestała posyłać mu pieniądze, możeby się do czegoś wreszcie wziął.
Na dworze zaczęło świtać. Przez ciężkie zasłony okien przenikały do sypialni szare smugi zimowego brzasku, mieszając się z żółtem światłem lampy. Pani

215