Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Władysławie!
— Bardzo pięknie, ciociu. Ale nawet w takim wypadku zasłużyła ciocia na wdzięczność kraju, ojczyzny, pokoleń i czegoś tam jeszcze, lecz nigdy na wdzięczność Kuby. A dalej. Czy cioci zdaje się, że go wychowywała? Czy wynajmowanie guwernantek i korepetytorów jest równoznaczne z wychowywaniem, zwłaszcza w wypadku, gdy więcej uwagi poświęca się pilnowaniu moralności guwernantek niż rozwojowi dziecka? Pozatem, wogóle ciocia nie zajmowała się Kubą nigdy, a Wandą dopiero wówczas, gdy ta poczuła wolę bożą, ale i to akurat o parę miesięcy zapóźno. Zatem...
Pani Grażyna przerwała:
— W jakim celu to mówisz? Czy sądzisz, że obecny mój stan jest najodpowiedniejszy do aroganckich i niesłusznych uwag?
Miał oczy znowu złe, ironiczne i wyzywające. To już najwyższa bezczelność robić jej, Grażynie Szermanowej zarzuty z powodu wychowania dzieci! I to właśnie w chwili, gdy oczekiwała odeń zrozumienia, a może nawet współczucia.
— Odpowiadam tylko na utyskiwania cioci — wzruszył ramieniem — nie można wymagać od nikogo szczególniejszych reakcyj uczuciowych, jeżeli ze swej strony wykluczyło się wszelkie uczucia...
— Możebyś był łaskaw objawów uczuć nie identyfikować z samemi uczuciami.
— Nie będę łaskaw. Uczucia nie objawiane nie istnieją, objektywnie nie istnieją. Od dziecka bywałem w tym domu, który kiedyś imponował mi bogactwem i zawsze odpychał swoją hotelową atmosferą. Póki jeszcze żył poczciwy stryj Antoni, zahukany maitre d’hôtel, od czasu do czasu pachniało tu, powiedzmy, pensjonatem. Później został tylko dom noclegowy, do którego mieszkańcy wpadali zjeść lub przespać się. Ile razy

208