Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzecia płeć.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anna czuła, że jeszcze chwila i nie zdoła powstrzymać łez:
— Mogę ustąpić... — powiedziała drżącym głosem.
— Nie o to chodzi — stanowczo przerwał Minz — chcę tylko, by pani zrozumiała, że nie mogę mieć nadal zaufania do jej poczucia odpowiedzialności. Dlatego od dziś dnia proszę, by zechciała mi pani każdorazowo przedstawiać kandydatów na przewodników. Hm... i wogóle wszelkie personalne sprawy proszę mi przedkładać do decyzji. Sądzę, że takie ograniczenie pani kompetencyj zostanie przez nią samą uznane za słuszne.
Anna nic nie odpowiedziała. W gruncie rzeczy nie czuła się tem wcale dotknięta. Nie zależało jej bynajmniej na takich rzeczach. Minz chrząknął i dodał:
— Co zaś dotyczy reszty wynagrodzenia dla tego, jak mu tam... Dziewanowskiego, to jest wykluczone. Asygnaty nie podpiszę. Zechce ją pani zniszczyć. I tak dostał niestety zadużą zaliczkę. Właściwie powinien jeszcze zapłacić karę.
— Jestem przekonana — zauważyła Anna — że pan Dziewanowski zwróci się do Sądu Pracy i sprawę wygra.
— Możliwe. Dobrowolnie mu nie zapłacę.
— Przyjdą koszty sądowe.
— To trudno.
Anna była zrozpaczona. Wiedziała z całą pewnością, że Marjan za żadne skarby do sądu się nie zwróci. Chciał przecie oddać nawet zaliczkę. Tymczasem pozostałe trzysta złotych miały już swoje ścisłe przeznaczenie. Były wprost konieczne: kołnierz do futra, rękawiczki, przynajmniej sześć koszul i najpilniejszy kapelusz. Ostatecznie, rękawiczki przyjmie od niej, ale koszule i kołnierz... Już dwa razy przesyłała Minzowi asy-

132