Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy przebierał się, znalazł w kieszeni buteleczkę z esencją.
— Jednakże jestem nieostrożny — pomyślał.
Po drodze do „Argentyny“ wrzucił buteleczkę do kosza na śmiecie.
— Panie dyrektorze — z uśmiechem przywitał go kasjer Justek — dzwonił mecenas Łęczycki i zamówił lożę.
— Co pan mówi! — ucieszył się Drucki.
— Zarezerwowałem dziewiątkę.
Dziękuje panu.
Odzyskał dobry humor.
— Więc jednak przyjdzie — pomyślał.
Omylił się. Alicja nie przyszła. Łęczycki zjawił się z większem towarzystwem, lecz bez Alicji.
— To zacięta baba — z podziwem skonstantował w duchu Drucki.
Pił tej nocy i zburczał Kazię za natręctwo. Wszakże wołał nie być sam i zabrał ze sobą do hotelu Tecię. Starał się nie myśleć o swej dzisiejszej eskapadzie lecz nie mógł w żaden sposób odpędzić wspomnienia tamtej dziewczyny.
Wreszcie alkohol i zmęczenie zrobiły swoje.
Wyprawił Tecię i zasnął kamiennym snem.
Obudziło go pukanie do drzwi. Spojrzał na zegarek: — jedenasta, to pewno służący. Ryknął:
— Proszę — i usiadł na łóżku, szeroko otwierając oczy.
We drzwiach stała Luba.
— O, kapitan jeszcze śpi? — zawołała swobodnie — dzieńdobry.
— Luba! — powiedział z wyrzutem — poco pani to zrobiła?
— Co? — zapytała z naiwną minką.
— Niech pani zejdze do hallu i zaczeka. Za pół godziny będę gotów.
Zaśmiała się i podeszła do łóżka:
— Miałam o panu lepszą opinję. Sądziłam, że taki