Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom I.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz może cofnąłby się, lecz auto mknęło z wzrastającą szybkością. W niespełna kwadrans zatrzymali się przed bramą willi na Dębowej. Widocznie czekano tu na nich uważnie, bo brama otworzyła się natychmiast. Wóz zatoczył koło i stanął przed małemi drzwiami na tyłach willi. Dwie postacie wynurzyły się z mroku. Drzwiczki samochodowe otworzyły się zzewnątrz i Drucki usłyszał przytłumione pytanie Brunickiego?
— Przytomna?
— Nie. Śpi.
— Alkohol?
— Tak.
— Dawaj ją tu.
Pomógł wydobyć bezwładną dziewczynę i chciał zamknąć drzwiczki, lecz dotknął czegoś wilgotnego. To Japończyk mokrą serwetką wycierał klamki i poduszki wozu.
— Weź za nogi — szepnął Brunicki.
Szli, niosąc ją poomacku przez długi, ciemny korytarz.
Za nimi rozległ się warkot odjeżdżającego samochodu, trzaśnięcie klucza w zamykanych drzwiach i szybkie kroki Japończyka.
Dr. Kunoki wyprzedził ich i zapalił światło.
Był to ładny biały pokój, przypominający urządzeniem sanatorja i nieco pracownie malarskie, gdyż okna umieszczone były w suficie.
Położyli dziewczynę na łóżku. Japończyk zbadał jej puls, Brunicki przyniósł aparat do injekcji i zastrzyknął jej pod skórę na ręku jakieś lekarstwo.
— Chodź — wziął pod rękę Druckiego.
Szli znowu korytarzem, mijając kilkoro drzwi, bliźniaczo podohnych do tych, za jakiemi została nowa pacjentka profesora. Wszystkie były obite grubym wojłokiem i nie miały klamek.
Przeszli obok pokoju kąpielowego, w którym słychać było pluskanie wody i płacz dziecka.