Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie miłość, której nigdy nie odczuwałem, lecz sympatię, to tylko dlatego, że mimo woli umożliwiła mi poznanie pani.
Patrzył mi prosto w oczy i mówił dalej:
— Nic nie wiem o pani. Zamieniłem z panią niewiele słów, ale i to wystarczyło, by się przekonać, że poznanie pani będzie ważkim przeżyciem dla mnie. Nie wiem, czy pani zechce podtrzymać naszą znajomość. Nie wiem, czy zwłaszcza po tej groteskowej historii, nie będę w oczach pani uchodził za ośmieszonego. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś panią zobaczę. Ale chociażby od tej chwili między nami wyrósł mur nie do przebycia, i tak na długie, długie lata pozostanie pani w mojej pamięci.
Jego skupiony wyraz twarzy, oczy o poważnym i smutnym wyrazie, gorące dłonie i ten niski głos, nabrzmiały wewnętrzną treścią, potwierdzały, że mówi prawdę, że jest szczery, że rzeczywiście wrażenie, które na nim wywarłam, nie jest ani tuzinkowe, ani przemijające.
Wydał mi się nagle znacznie bliższy, niż wielu innych ludzi, których znałam od lat. Mój Boże, jakie to dziwne! Przecie to jasne, że szłam do niego, jako do obcego, raczej wrogiego człowieka, i nagle tych kilka zdań przezeń wypowiedzianych przeobraziło go tak bardzo.
Ach, teraz bardziej niż kiedykolwiek zrozumiałam, że wszystko co mi Halszka o nim opowiadała, było kłamstwem. Ona musi być nim bardzo zajęta. W jego postępowaniu jest tyle godności i subtelności. A nic kabotynizmu.
— Wcale nie zamierzam zrywać z panem znajomości — odpowiedziałam. — Znajomość tę uważam za zupełnie miłą.
Bez słowa podniósł moją rękę do ust i lekko, bardzo lekko dotknął jej wargami. Jeszcze przez chwilę mi się przyglądał jakby w zadumie, później uśmiechnął się i podał mi filiżankę kawy, przysuwając jednocześnie kieliszek z koniakiem.
— Halszka wprowadziła mnie w błąd — zaczęłam, lecz przerwał mi od razu: