Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaśmiałam się, ona zaś spojrzała w górę i wyraźnie przybladła.
— Tak, droga pani. Byli świadkowie, którzy słyszeli rozmowę pani z moim mężem, którzy na moje pierwsze żądanie gotowi są potwierdzić przed władzami, że sama się pani przyznała do szpiegostwa. Że pozostawała pani w telefonicznym kontakcie ze swymi wspólnikami, dając im informacje i odbierając instrukcje. Mogłabym zniszczyć panią jednym kiwnięciem palca. Ale brzydzę się wszelką zemstą. I dlatego mogę zgodzić się na pozostawienie pani w spokoju, pod następującymi warunkami: po pierwsze natychmiast pani wyjedzie z Polski i nigdy się już tu nie pokaże, po drugie odda mi pani ten falsyfikat i podpisze oświadczenie, że nigdy nie była pani żoną mojego męża, rzekomy zaś ślub zainscenizowany został przez panią. Poza tym zobowiąże się pani z nikim, ale to absolutnie z nikim nie porozumiewać się przed odjazdem.
Przyglądała mi się nieufnie i po chwili wahania powiedziała:
— Skądże mogę wiedzieć, że pani groźby mają jakieś podstawy?
— O, bardzo łatwo pani się o tym przekona — skinęłam głową i odezwałam się nieco głośniej: — panie van Hobben, niech pan zostawi swego pomocnika na górze i niech pan tu do nas zejdzie.
Oczekiwałyśmy w milczeniu. Nie upłynęły trzy minuty, a Fred zapukał do drzwi. Ukłonił się jej zupełnie poprawnie i uśmiechnął się, chociaż powitała go wzrokiem pełnym nienawiści.
— Więc dobrze — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Przyjmuję pani warunki.
W niespełna pół godziny wszystko zostało załatwione. Ponieważ najbliższy pociąg odchodził przed pierwszą, zgodziła się, by do tego czasu towarzyszył jej Fred. Gdy już wynoszono walizki, spytała mnie: