Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeszyła mnie nienawistnym spojrzeniem, lecz opanowała się i wzruszyła ramionami:
— Pani wybaczy, ale to, co obecnie słyszę, jest zupełnym nonsensem. Dokument jest prawdziwy. Gdyby zaś go nawet nie było, sam mąż pani nie ośmieli się zaprzeczyć, że wziął ze mną ślub przed ośmiu laty. Są zresztą świadkowie.
— Świadkowie? Takim świadkom nikt nie uwierzy. Ci świadkowie są pani wspólnikami i szpiegami. Cały ślub był zainscenizowaną komedią. Źle pani trafiła. Podejrzewała pani, że z polecenia męża śledziłam panią w Krynicy. Otóż rzeczywiście śledziłam. Mąż mój jednak nic o tym nie wiedział. Tak, droga pani. Robiłam to wszystko na własną rękę. I myli się pani, sądząc, że nie zdobyłam pani fotografii. Myli się pani. Zdobyłam i rozesłałam odbitki po całym świecie. Na tej podstawie udało mi się stwierdzić, kim pani jest i co pani robiła.
Tu wyliczyłam jej wiele nazwisk, jakimi się posługiwała i wiele miejscowości, gdzie była, w ciągu tych ośmiu lat. Na jej plus muszę przyznać, że chociaż to, co słyszała ode mnie, musiało ją napełnić przerażeniem, umiała zachować wszystkie pozory spokoju.
— Zdawało się pani, że ma pani w garści mojego męża i że uda się pani wymusić na nim, wyszantażować wszystko, co się pani podoba. Tymczasem okazało się, że jest wręcz przeciwnie. To ja trzymam panią w ręku i w każdej chwili mogę kazać aresztować panią. Wsadzić do więzienia, z którego wyjdzie pani po wielu, wielu latach, jako zupełnie stara i brzydka kobieta.
Mówiłam to podniesionym głosem i pod moim wzrokiem reszta bladego uśmiechu znikła z jej twarzy:
— Niczego mi pani nie potrafi udowodnić — odezwała się półgłosem.
— O, tak się pani zdaje?... Więc niech pani wie, że każde słowo, wymówione tu przez panią jest ściśle zanotowane. Niech pani spojrzy na ten żyrandol.