Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam mu, że mam niezwykle ważne informacje o osobie wysoce podejrzanej, która lada moment może zbiec z Warszawy.
Oboje z Fredem wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Za radą Freda zostawiłam go w aucie na dole z tym, że go wezwę, w razie, jeżeli pułkownik tego zażąda.
W biurze już nie było prawie nikogo. Tylko w poczekalni siedział ów grubawy jegomość, o nieprzyjemnym wyglądzie, którego po raz pierwszy widziałam w mleczarence na Żoliborzu. Pułkownik Korczyński wyszedł na moje spotkanie, jak zawsze szarmancko przywitał się ze mną i zaprosił do swego gabinetu.
— Mam prawdziwe szczęście — zaczęłam — że los mi pozwolił poznać pana pułkownika, gdyż teraz nie tylko potrzebuję pańskiej pomocy, lecz mam również możność przysłużenia się sprawom, którymi pan kieruje.
Uśmiechnął się uprzejmie, mówiąc:
— Zawsze jestem do dyspozycji pięknych pań. O cóż chodzi tym razem?
— Widzi pan, mój mąż, gdy był jeszcze kawalerem, poznał za granicą pewną dziewczynę. Był jeszcze wówczas bardzo niedoświadczony i wplątał się w romans, który niekoniecznie dobrze wpłynąłby na jego opinię, gdyby ta historia teraz wyszła na jaw. Pan mnie rozumie?
Pułkownik skinął głową.
— Podobne rzeczy zdarzają się niejednemu młodzieńcowi.
— Właśnie. Tymczasem owa cudzoziemka musiała się skądś dowiedzieć, że Jacek, mój mąż, pracuje obecnie w służbie dyplomatycznej, że jest żonaty, i że każda kompromitacja mogłaby zaszkodzić jego karierze, oraz w sposób przykry zaważyć na jego pozycji towarzyskiej. Postanowiła to wyzyskać dla swoich wstrętnych celów.
— A jakież są jej cele?
— Ta kobieta jest szpiegiem. Przyjechała do Warszawy i oświadczyła memu mężowi, że narobi mu moc przykrości, jeżeli