Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To wszystko jest zupełnie prawdopodobne.
— Nie tylko prawdopodobne, ale jestem przekonana, że tak było! — zawołałam i omal nie dodałam: „Fredzie, jesteś genialny!“
Fred dalej rozwijał swoje koncepcje, uzasadniając pogląd, że miss Normann nie może posiadać autentycznego świadectwa ślubu. Mnie już nie potrzebował przekonywać. Jacek zaś powiedział:
— Gdyby istotnie było tak, jak pan mówi, sprawa przedstawiałaby się dla nas, dla mojej żony i dla mnie, zupełnie pomyślnie.
Od razu wstąpiła weń otucha i dodał:
— W takim razie, nie mamy po co dłużej zwlekać. Natychmiast jadę do ministerstwa i składam raport.
— Zaczekaj jeszcze — zatrzymałam go. — Dlaczego z tym masz jechać do ministerstwa? Czy to jest konieczne?
— Oczywiście.
— Nie sądzę — zaoponowałam. — Ministerstwo o tym może nic nie wiedzieć. Po co wśród znajomych ta sprawa miałaby nabrać rozgłosu?! To trzeba załatwić w ten sposób, by wszystko przeszło jak najciszej i jak najdyskretniej. Wydaje mi się również, że sprawy szpiegowskie nie mają nic wspólnego z ministerstwem. O! Już mam!... Przecież tymi rzeczami zajmuje się pułkownik Korczyński. To jest bardzo dyskretny człowiek. Mam doń pełnię zaufania od czasu historii z żółtą kopertą.
Jacek zawahał się:
— Znam go zbyt mało.
— Ale ja go za to znam świetnie. Wcale nie uważam za konieczne, byś właśnie ty miał to załatwiać. Ja sama doskonale dam sobie z tym radę.
— Ale po prostu nie wypada — upierał się. — Rzecz dotyczy mnie i moich spraw służbowych... Nie mogę mieszać w to mojej żony.