Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przełknął ślinę i mruknął:
— Nie. Przysłała mi. A zresztą, czy wyobrażasz sobie, że tylko od niej mogę otrzymywać kwiaty? Ty nigdy mnie nie doceniałaś.
Przeszyłam go wzrokiem:
— Ależ przeciwnie. Przypomnij sobie, że święcie wierzyłam w to, żeś własnoręcznie zabił te dwa tygrysy, których skóry wiszą w twoim gabinecie na wsi. I wierzyłabym w to do dziś dnia, gdybym przypadkiem nie znalazła na nich od spodu stempla fabrycznego, bo...
— Tsss... Tsss... Ciszej. Po co, na miłość boską, tak głośno mówisz — jęknął Toto. — Czy chcesz, żeby ktoś usłyszał? Zależy ci na tym, by mnie skompromitować?!
— Ależ bynajmniej, mój drogi. Nie chcę cię ani skompromitować, ani ośmieszyć. A najlepszy dowód masz w tym, że dotychczas nikomu o tym nie wspomniałam ani słowem.
Na słowie „dotychczas“ położyłam lekki nacisk, wystarczająco jednak dostrzegalny, by Toto skurczył się w sobie ze strachu. Niech wie, że musi się ze mną liczyć. Stał się od razu niesłychanie serdeczny i nadskakujący. Na te zabiegi patrzyłam z obrzydzeniem. Nie upadłam jeszcze tak nisko, by zależało mi na wymuszonych względach. Po kwadransie pożegnałam go i wróciłam do domu.
Jacka zastałam zdenerwowanego i przygnębionego. Podejrzewałam od razu, że musi być to związane z tą wstrętną kobietą. Ponieważ jednak na moje pytanie odpowiedział wykrętem, że miał pewne przykrości w biurze, zrezygnowałam z dalszych indagacyj. I tak wkrótce o wszystkim będę wiedziała. Jestem zadowolona, że opowiedziałam całą sprawę panu Fredowi. Ani przez chwilę nie wątpię, że nikomu nie zdradzi mojej tajemnicy.

(Do tego ustępu pamiętnika p. Renowickiej muszę dodać małe sprostowanie. Prawdopodobnie wskutek złej pamięci zapew-