Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lazłoby się takich, które by odpowiedziały odmownie. Zapewne, gminne pochodzenie tego człowieka mogło doń zrażać. Jego nazwisko również nie należało do przyjemnych. Ale cóż to za wspaniały mężczyzna. Żonę swoją na pewno uczyniłby swoim bóstwem. Przez całe życie odczuwałaby wokół siebie tę jego bezpieczną siłę, mądrą, śmiałą i posłuszną. Posłuszną wyłącznie jej. Tak mało znałam go, lecz w tych rzeczach sam instynkt przemawia. Wiedziałam, że nie ma w nim nic banalnego, nic taniego, nic, co by nie było napełnione treścią. Jego charakter musi być taki, jak jego bary i mięśnie...
Powoli zapalił papierosa, a ja myślałam:
— Czym jestem naprawdę? Ile jestem warta? Czy nie za mało szanuję siebie? Bo muszę przecież reprezentować jakieś istotne, jakieś głębokie walory, jeżeli z taką łatwością zdobywam uczucia takich mężczyzn. Takich, jak on, jak Jacek, jak Romek, czy Robert. Przecież ci ludzie nie pragnęliby mnie tak bardzo, gdyby im chodziło tylko o moją urodę. Niech mi tysiąc razy powtarzają zawistne przyjaciółki, że całe moje powodzenie opiera się wyłącznie na mojej urodzie — nie uwierzę im! Zgodzę się, jeżeli chodzi o istoty tak płytkie, jak Toto. (Chociaż też niezupełnie! Toto również ocenia moje wartości wewnętrzne). Ale ci, ci mądrzy mężczyźni, oni dostrzegają zalety mojej duszy. I dlatego takim wzruszeniem mnie napełnia każdy hołd, taki jak ten.
Tak zamyśliłam się, że aż drgnęłam, gdy odezwał się znowu:
— Podobno mężczyźni w takich wypadkach proszą o nieudzielanie od razu odpowiedzi. Ja jednak nie umiem i nie lubię się łudzić. Wolę najgorszą prawdę od najpiękniejszych mrzonek. A ponieważ wiem, że w podobnych sprawach albo od razu serce przemawia, albo nie przemówi już nigdy, więc proszę panią, by zechciała mi odpowiedzieć zaraz.
I jak to było ładnie z jego strony, że niczego mi nie obiecywał, niczym nie starał się mnie zjednać, niczym pociągnąć, ani