Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedyś zobaczyłem panią. Od tej chwili nie umiałem pani zapomnieć. Później u jednej z pani przyjaciółek przypadkiem zobaczyłem pani fotografię. Wiele razy przyjeżdżałem do Warszawy, w nadziei, że uda mi się panią poznać.
Nalał sobie do szklanki dużo whisky i widocznie zapomniał o wodzie sodowej, gdyż przechylił szklankę jednym haustem.
Pod drzwiami rozległo się skrzypnięcie. Byłam niemal pewna, że jeżeli ktoś nas podsłuchuje, to tylko ciotka Magdalena. Tym razem nie miałam czego ukrywać. Owszem. Niech posłyszy, niech wie, jakim się cieszę powodzeniem. Niech nawet powtórzy, to, co usłyszała Jackowi. Do pewnego stopnia było mi to nawet na rękę, toteż gdy pan Jurgus zapytał mnie, czy może mówić zupełnie swobodnie (widocznie do jego uszu też dotarł ten dźwięk od drzwi), zapewniłam go, że nikt nas nie słyszy.
Zaczął mówić wolno, jakby każde słowo przychodziło mu z największym trudem:
— Nie umiem tych rzeczy... Zdaję sobie sprawę z całej absurdalności mego zachowania się. Ale nie mam innego wyboru. Pani jest mężatką. To już jedno wystarczyłoby, by mi zamknąć usta. Ani przez chwilę nie chcę w oczach pani uchodzić za zarozumialca. Wolno mi przypuszczać, że jest pani z małżeństwa swego zadowolona, widzę zaledwie jedną szansę na tysiąc, że może być inaczej. Do śmierci nie darowałbym sobie jednak nie sięgnięcia po tę jedną szansę. Ma się rozumieć wszelkie porównania byłyby tu nonsensem. Myślę o porównaniach, jakie mogłaby pani przeprowadzać między swoim mężem a mną. W tych rzeczach nie może być porównań. Po prostu, albo się coś przyjmuje albo nie. Wszelkie argumenty i racje muszą tu milczeć...
Podniósł na mnie oczy i po krótkiej pauzie rzekł dobitnie:
— Czy godzi się pani zostać moją żoną?
Powiedział to tonem tak suchym, że niemal ostrym. Mój Boże! Ileż dziewcząt, ile kobiet byłoby szczęśliwych, gdyby mogło usłyszeć podobne pytanie. Jestem przekonana, że niewiele zna-