Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się przy życiu, mogła zdobyć się na tak długie i straszne wyrzeczenie się wszystkiego. Van Hobben wszakże jest zdania, że raczej należy przypuścić ewentualność przeciwną. Jego zdaniem miss Normann musiała w ten właśnie sposób ukrywać w Pradze swoje machinacje przestępcze.
Było już po drugiej, gdy skończył swoje relacje. Powiedziałam wówczas:
— Nie, panie van Hobben. Za żadne skarby nie zgodzę się na to, by pan zostawił mnie teraz samej sobie. Pan mi może tu ogromnie pomóc. Niech pan zostanie chociaż na dwa tygodnie... Na tydzień!...
W jego pięknych oczach błysnął na chwilę ognik, po którym już niemal byłam pewna jego zgody. Już chciał powiedzieć coś obowiązującego, ale chrząknął tylko i po chwili rozłożył ręce:
— Niestety, madame, wspomniałem pani już o czekających mnie zadaniach w Gdańsku i Kopenhadze.
— Mój Boże — oburzyłam się. — A czy koniecznie musi to pan załatwić? Czy pańskie biuro nie może tam wysłać kogoś innego?
— Teraz już nawet nie mogłoby, gdyż właśnie ja posiadam wszystkie potrzebne materiały.
— Ach, proszę pana... Widocznie bardzo się panu nie podoba w Warszawie. Chce pan z niej jak najprędzej uciec. Cóż dla pana znaczy prośba jednej z jakichś dalekich i przelotnych klientek...
— Och, niechże pani tego tak nie traktuje — odpowiedział z niewątpliwą szczerością w głosie. — Proszę mi wierzyć, madame, że dla dobra takiej klientki, jak pani, zostałbym nie tylko w Warszawie, ale nawet na biegunie północnym póty, póki tego by chciała.
Uśmiechnęłam się ze smutkiem:
— Pańska uprzejmość jest tylko werbalna. Niestety...
— Niestety — podchwycił — nie mam żadnej możliwości,