Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domości o sobie. Nie jest bowiem ważne, co nami wstrząśnie, lecz to, jakie reakcje w nas obudzi i do jakich wniosków doprowadzi.
Poczułam nawet z tego powodu trochę żalu do Tadeusza. Czyżby on, który zna mnie tak dobrze, posądzał mnie o powierzchowność i o nieumiejętność głębokiego przeżywania wrażeń?
Ale dość już o tym. Zdałam Tadeuszowi dokładne sprawozdanie z mego pobytu w Krynicy. Pokazałam list Baxtera i zakomunikowałam, że oczekuję z Brukseli odpowiedzi biura detektywów. Nie dał mi żadnej rady. Zapytał tylko, czy miss Normann nie widuje się z Jackiem. Powiedziałam mu, że raczej nie, gdyż Jacek jest spokojniejszy. Wobec tego, poradził mi czekać. Potwierdził również moje przypuszczenia, że według wszelkiego prawdopodobieństwa miss Normann i tancerka nazwiskiem Sally Ney są jedną i tą samą osobą.
— Osoby tego typu często znajdują się w kontrastowych sytuacjach. Ta pani mogła zostać tancerką kabaretową nie tylko dla własnego kaprysu, ale i z konieczności. Ludzie, którzy nie znają ograniczeń w wydatkach, nie są również wybredni w wyborze źródeł dochodu.
— To jest bardzo prawdopodobne — zauważyłam. — Ta Betty w Krynicy od razu zwąchała, że Toto jest monstrualnie bogaty. I już zarzucała nań swe sieci.
Tadeusz spojrzał na mnie z uśmiechem:
— Ale pani udaremniła jej zabiegi?...
— Ja? — oburzyłam się. — A cóż mnie Toto obchodzi. Nie ruszyłabym palcem, gdyby nie chęć dania jej po nosie.
— Droga pani Hanko — powiedział Tadeusz, całując mnie w rękę. — W piekle poznałbym panią...
Nie wiem, co przez to chciał powiedzieć. W każdym razie zawsze po rozmowie z nim czuję się spokojniejsza i pewniejsza siebie. Jak to dobrze mieć przyjaciela, przed którym nie ma się żadnych tajemnic.